Ratchet & Clank: misja II: Marcadia, cz I
- Hej. – Zagadnąłem. Clank również wsiadł już do statku.
- Co się stało? – Zapytała Sasha. Nie wyglądała na zadowoloną. Wręcz przeciwnie, była przerażona.
- Wiesz coś o tym, co dzieje się na Marcadii? – Zapytałem, przybierając trochę bardziej uspokajającą minę.
- Czasem mi się wydaje, że wiem za dużo… - Odparła zdenerwowana pani komandor. – Skradziono Reflactor.
- To ten załamywacz laserów? – Zapytałem, opuszczając uszy. Nie no, wierzyć się nie chce… Najlepiej strzeżona rzecz została skradziona? No to faktycznie, Marcadia ma niezły problem.
- Tak. – Odpowiedziała krótko Sasha. W chwilę później coś zaczęło przerywać i wiadomość, którą miała mi do przekazania, utonęła w wielkim szumie.
- A niech to. – Powiedziałem, krzywiąc się i waląc pięścią w kierownicę, która lekko się wygięła. Okazało się, że kostium zwiększa moc mojego uderzenia, jeszcze nigdy nie skrzywiłem w ten sposób kierownicy. Żelastwo.
Wysiadłem już po raz kolejny ze statku. Tym razem już ktoś starał się we mnie trafić. Oryginalne, ale nic z tego. Mowy nie ma, z taką łatwością się mnie nie pozbędziecie.
Przeklęte Tyrranoidy. Małe, paskudne, zielone, jednookie stworzonka. Ale to tylko te najsłabsze, gorzej będzie, jak tu się ten laserowiec zaszył.
No tak… Mogłem to od razu przewidzieć. Skoro ktoś we mnie strzelał, to znaczy, że coś jest za skałą, te maleństwa, które do mnie biegły, mogły mnie jedynie ugryźć i czymś zakazić. Wyciągnąłem z kieszeni bicz i nacisnąłem czerwony guziczek. Z małej laseczki niemalże natychmiast wystrzelił czerwony płomień, tworząc bicz. Wyglądało to, jakby palił się jakiś cienki, niepalny sznureczek. Oczywiście, dymu nie było. Nie no, tym razem Al przeszedł samego siebie. Ciekawe, co zrobił z nano-pakiem.
Ale dość zastanawiania się. Machnąłem porządnie biczem przed sobą, dotykając „ogniem” parę najbliższych Tyrranoidów. Zapłonęły natychmiast, powoli się spalając. Zza skały wyjrzał większy, tym razem fioletowy z kilkoma parami oczu. Miał w dłoniach pistolet, przynajmniej wiem, skąd dochodziły strzały.
Ale zaraz… Gdzie Clank?
- Uwaga! – Usłyszałem krzyk w swoim uchu. Clank był już na moich plecach? Jak? Mniejsza, dowiem się później.
Rzuciłem na podłoże jedną kulkę, z której „wykluły” się małe robociki. Jak ja je uwielbiam! To malutkie cacuszko nie raz uratowało mi życie. Małe, bialutkie roboty pobiegły za mnie… Strzelając? A to ci dopiero… Al, wspaniały wynalazco!