Ratchet & Clank: misja II: Marcadia, cz I
Ruszyłem z biczem na większego wroga. Robociki zajęły się Tyrranoidami za mną. Okazało się, że to tylko parę takich maluszków, jakie przybiegły przed chwilą do mnie.
No nie, znowu strzały. Jak ja nie cierpię biegać. No cóż, trzeba ich dopaść, nie? Trzeba, trzeba. Przyłożyłem porządnie z bicza temu większemu, jednak ten odskoczył, cwaniaczek. Przywaliłem jeszcze raz, tym razem nie chybiłem. Jednak potworek nie zajął się ogniem, tak jak jego mniejszy pobratymcy. No cóż. Jeszcze raz, tym razem też chybiłem, Tyrranoid znów odskoczył. No, to jeszcze raz! I tym razem padł martwy na złotym piasku.
A tak a propos, gdzie budynki? Czyżby już zrównali je z ziemią?
Po chwili obróciłem się i spojrzałem za siebie. Tak, zrównali je z ziemią. Widziałem właśnie, przed sobą, ruiny dawnej świetności.
Nagle coś mi mignęło między nimi, coś srebrnego, coś, co daje blask. Metal? Jednak, jak się pojawiło, na chwilkę przystanęło, to zaraz znikło. Pobiegłem za tym czymś… A może raczej, kimś?
Nie wiedziałem, co o tym myśleć.
- Widziałeś to Clank? – Zapytałem towarzysza. Może widział to wcześniej, kiedy ja zajmowałem się Tyrranoidem…
- Zależy co… - Odpowiedział robocik.
- Taki… Błysk. Jakby coś błyszczało w ruinach.
- Nie. Ale widziałem sylwetkę robota.
- Naszego?
- Nie sądzę.
- Świetnie. – Mruknąłem pod nosem i ruszyłem przed siebie… Co tu się dzieje? Nie wiem, ale przyleciałem, by to zbadać. I nie dam sobie spokoju, dopóki się nie dowiem.