Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 28
„Syriusz” był jednym z barów w jego miejscowości. Nic specjalnego. Czerwone ściany, czarne stoły i krzesła i oświetlenie – delikatne, intymne. Nikomu w takich lokalach nie zależało na detalach. Bar znajdował się w centralnym punkcie pomieszczenia. Bogate wyposażenie przyprawiało chłopca o zawrót głowy.
- Co podać? – usłyszał głos barmana.
- Cokolwiek – odparł beznamiętnie. Mężczyzna w tej samej chwili postawił przed nim kieliszek i za chwilę wlał w niego przezroczystą ciecz. Kajtek wypił jednym tchem i powiedział. - Daj może szklankę. Będzie łatwiej.
- Spokojnie. Dopiero ranek. Ugotujesz się zanim przyjdzie wieczór.
- Lejesz, czy nie? Jest wiele innych barów – oznajmił, patrząc na niego mściwie. Barman nie miał wyjścia. To była jego praca. Musiał wykonywać polecenia klientów mimo tego, że jako człowiek miał inne zdanie.
- Nie rzucaj się tak. Chciałem tylko cię ostrzec – rzucił, zamieniając kieliszek na szklankę do whiskey. Młody człowiek bez zastanowienia wypił całą zawartość i otarł dłonią usta. Czuł, jak powoli zaczyna mu szumieć w głowie. Nie zwracał na to uwagi. Skinięciem głowy kazał chłopakowi po raz kolejny nalać mu solidną dawkę jego „lekarstwa”. Widział niechęć w jego oczach. Może i miał rację, ale on w tej chwili nie chciał myśleć, zapomnieć, zatracić się. Chciał żyć tak, by nie czuć.
- Kobieta? – spytał kelner.
- Słucham?
- Kobieta dała ci kopa? – powtórzył.
- Chyba bym wolał żeby tak było. Umarła.
- Przepraszam. Ale… Może nie idź tą drogą – odparł delikatnie.
- Błagam. Chociaż ty tego nie mów. Mam dość. Matka mi mówi, że to złe. Siostra obwinia o brak odpowiedzialności. Mała płacze ciągle… - po jego policzkach spłynęły łzy. Nie otarł ich. – Chociaż ty sobie daruj.
- Jak uważasz, ale oni mają rację. Jak w to wejdziesz, nie wyjdziesz tak łatwo.