Que debemos pasar tiempo juntos. Tom I. Rozdział 34 (ostatni)
- To moja wina, wybacz. Gdyby nie ja nie byłoby tego wszystkiego. Wybacz - ponownie zaczęłam chlipać. Wtuliłam się w niego całą sobą.
- To nie twoja wina. To była piękna miłość. Walerio nosisz pod sercem jej owoc. Masz wspomnienia, a ja?
- Ja nie chcę wspomnień! Ja chcę ciebie tu i teraz, a nie mogę cię mieć. Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę cofnąć czas. Brakuje mi ciebie…
Nie czekałam na jego dalsze słowa i wybiegłam z pomieszczenia. Był tak blisko mnie, a ja nie mogłam nic zrobić. Moje serce po raz kolejny wyrywało się, aby wykrzyczeć wszystkie uczucia, które dusiłam w sobie. Jedyne, co mogłam zrobić to zaszyć się w swoim pokoju i wypłakać swój ból.
***
Kolejne dni były zbliżone do poprzednich. Kacper unikał mojego wzroku i kontaktu ze mną. W tak dużym domu i w tak dużym gronie osób czułam się niezwykle samotna. Kolejne badania przeszłam w samotności. Nasze dziecko rozwija się prawidłowo mimo wahań nastroju, jakie mu dostarczam. Aby przestać ciągle myśleć o Kacprze zaczęłam przygotowywać dom do zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. W części przygotowań pomógł mi personel. Nie chcąc jednak nadużywać ich uprzejmości postanowiłam samodzielnie zawiesić kolorowe światełka nad wejściem do domu. Wychodząc zauważyłam, że Kacper siedzi na werandzie i wyraźnie myśli o czymś. Bez słowa stanęłam na małym taboreciku i zaczęłam rozwieszać ozdoby. Nagle drzwi do domu otworzyły się, a ja straciłam równowagę. Nie spostrzegłam, kiedy znalazłam się w ramionach Kacpra. Ponownie przez moje ciało przeszedł dreszcz. Jednak tym razem strach upadku przejął nade mną kontrolę. Objęłam go ramionami cała się trzęsąc.
- Co ty byś beze mnie zrobiła? – powiedział, starając się mnie rozweselić. Nagle nasze twarze zbliżyły się do siebie. Pocałunek był nieuchronny. Nasze usta połączyły się w długim i czułym pocałunku. Miałam wrażenie, jakby świat wirował wokół mnie. Gwałtownie postawił mnie na ziemię i odchodząc powiedział.
- Uważaj na siebie.
Nie wiedziałam, co się stało. Zdezorientowana wróciłam do domu. Nie mogłam jednak już na niczym skupić swojej uwagi. Na dworze robiło się coraz bardziej ciemno, a Kacper nadal nie wracał. Zaczęłam się coraz bardziej martwić. Z trudem wytrzymywałam każdą godzinę jego nieobecności. Kiedy wszyscy lokatorzy zasnęli głębokim snem ja nadal chodziłam zdenerwowana po domu. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogło stać się mu coś złego. Nagle usłyszałam, otwierające się drzwi. Zamarłam, gdy zobaczyłam Kacpra całego poobijanego. Machinalnie podbiegłam do niego i powiedziałam.