Que debemos pasar tiempo juntos. Tom I. Rozdział 33
Nastała druga doba od operacji. Hip wraz z żoną wspierali mnie, jak tylko mogli. Ja jednak nie pozwalałam sobie pomóc. Nie chciałam odejść choćby na chwilę od jego łóżka. Żaden z lekarzy nie chciał mi powiedzieć nic na temat stanu Kacpra. Żyłam, jak w letargu. Jednak moje serce zamarło, gdy w pewnej chwili serce Kacpra przestało bić. Lekarze momentalnie przybiegli. Podjęli reanimację. Każda sekunda trwała wieczność. Czułam, jak obumieram. Nagle usłyszałam dźwięk bijącego serca. To był moment, gdy odetchnęłam z ulgą. Wbiegłam natychmiast do sali i zaczęłam wypytywać lekarzy o stan Kacpra. To było, jak wyrok. Śpiączka. Nikt nie wie, jak długo to potrwa i czy w ogóle… To moja wina! Nie potrafiłam zapanować nad sobą. Ból i ogromne cierpienie przeważyło. Zaczęłam krzyczeć. Moje cierpienie sięgało zenitu. Tak bardzo pragnęłam odzyskać ukochanego. Ktoś objął mnie. Zaczęłam głośno szlochać. Poczułam, jak cały mój ból wypływa ze mnie. Tak bardzo bałam się dopuścić do siebie najgorszego. Po chwili pozwoliłam wyprowadzić się z sali, by zaczerpnąwszy świeżego powietrza pojechać do leśniczówki. Tam życie toczyło się swoim rytmem, jakby nic się nie stało. Nikt nie wiedział o tragedii, jaka mnie dotknęła. Dziewczynki biegały wesoło po podwórzu. Lokatorzy wypoczywali, korzystając z wolnego czasu. Tylko ja nie mogłam podporządkować się temu rytmowi. Pospiesznie poszłam do swojego pokoju, by wziąć ciepłą kąpiel. Nawet, będąc z daleka od mężczyzny mojego życia nie mogłam myśleć, ani poświęcić się innym czynnościom. Byłam nieobecna. Wszystko sprowadzało się jedynie do myśli powrotu do szpitala. Nie potrafiłam spokojnie odpowiadać na zadawane mi pytania. Dziewczynki jedna przez drugą dopytywały o wrażenia z wesela, które przecież było w tym momencie najmniej ważne. Beznamiętnie wykrztusiłam z siebie jakąś wymijającą odpowiedź, po czym rozpłakałam się. Cały czas przed oczyma miałam twarz Kacpra. Tak bardzo pragnęłam znowu poczuć jego zapach i ciepło jego ciała. W końcu przez łzy wykrztusiłam z siebie.
- Kacper miał wypadek. Nikt nie wie, co będzie dalej…
Dziewczęta przytuliły mnie do siebie i pozwoliły wypłakać cały ból i żal, jaki dusiłam w sobie. Cały czas mam poczucie winy. To wszystko wydarzyło się przeze mnie i mój egoizm. Po raz kolejny odrzuciłam uczucie, które przecież było mi pisane. Gdybym wtedy nie odjechała ten okropny wypadek nie miałby miejsca. Teraz bylibyśmy szczęśliwi i planowalibyśmy naszą wspólna przyszłość.
- Proszę nie płakać - pocieszała mnie Babetka. - Pan Kacper ma, dla kogo żyć i na pewno niedługo wyzdrowieje.
- Tak bardzo chciałabym, Babetko, aby tak było, ale jego stan jest poważny.
- Trzeba mieć nadzieję.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, a Kacper ciągle był w śpiączce. Byłam na skraju wyczerpania. Całymi dniami nie odstępowałam go na krok. Nikt nie był w stanie przekonać mnie do powrotu do domu. Bałam się wręcz pomyśleć, że on już nie wróci do mnie, do nas. Na przekór sobie i opinii lekarzy wierzyłam, że wkrótce Kacper odzyska przytomność i wszystko będzie już dobrze.
Po raz kolejny zostałam wyproszona z sali by medycy mogli dokonać badań, gdy nagle zobaczyłam ciemne plamy przed oczyma, a wszystko dookoła zaczęło wirować w zawrotnym tempie. Chwilę potem zemdlałam. Pamiętam jedynie głos lekarza, który przed chwilą badał mężczyznę. Kiedy odzyskałam przytomność bolała mnie każda część ciała, a zwłaszcza głowa.