Pytanie?
„Mam czasami ochotę na to, żeby ziemia pode mną otworzyła się i wchłonęła. Wchłonęła, mnie, wchłonęła kłamstwo i głupotę. Cóż, nic oryginalnego. Oto czujemy się podle, wobec tego złorzeczymy wszystkim i wszystkiemu. Ha…Jakie to banalne! Jakie śmieszne i typowe dla gatunku ludzkiego! A jakie prawdziwe, najprawdziwsze na świecie. To, że czujemy się źle i winimy za to rzeczywistość poza nami. To, że czujemy się znakomicie i też przyczyny szukamy poza sobą. Tylko czymże jest to „poza nami”? Przecież cokolwiek się nie dzieje, cokolwiek nie zrobisz to jest to i będzie, twoja człowieku zasługa. Wszelkie „poza”, „rzeczywistość zewnętrzna” istnieją tylko wtedy, kiedy ty je tworzysz!. Bo tworzysz wszystko – siebie i świat, który cię otacza. Nie wiesz o tym, bo nie chcesz wiedzieć. Pragniemy żyć w błogiej nieświadomości, tak jest wygodniej, lepiej…Jakoś w to nie wierzę.” - Znów zły humorek? – zapytała nie bez złośliwości Magda. Siedziała przy biurku i przeglądała papierki. Dziś rano była dostawa i wszystko zwaliło się na jej głowę. Jak zwykle, bo ja jakoś zawsze zjawiam się po fakcie. Panowie w zielonych kombinezonach, z napisem „Szybko i tanio” znikają, pudła z książkami są już posortowane, a dokumenty i dyskusje z tym związane załatwione. Zostaje przyjemniejsza część dnia – układanie książek na półce i wyławianie perełek. - Czym dzisiaj cię świat zaskoczył, że spóźniłaś się na spotkanie z gatunkiem idiotów? – Magdzie wyraźnie opadły już poranne emocje, a i chyba kłopotów tym razem nie było. Czyżby pudła zawierały pożądaną zawartość? - Etam, szkoda gadać – wzruszyłam ramionami, nie miałam ochoty na zwierzanie się ze swoich problemów. Zresztą, czy to rzeczywiście są problemy? – Dostałyśmy to, co konkretnie zamawiałyśmy? – oczywiste pytanie, dla zmiany tematu. - Powiedzmy, zresztą sama zobacz, trzeba pozbyć się tych pudeł, wypakować zawartość – Magda na szczęście nie miała ochoty na wyciąganie ze mnie opowieści. - Dobra, zaraz się tym zajmę. Chcesz kawy? – powiedziałam głośniej, bo wspinałam się już po schodkach prowadzących do składziku książek, prowizorycznego biura i naszej kuchenki. To miejsce od początku przypadło mi do gustu, niezbyt duże, a jednak funkcjonalne, pełne starych drewnianych regałów zastawionych książkami. I te schody – wąskie, kręte, z żelaznymi, stylizowanymi poręczami. „No tak, klimat musi być” – myślałam ilekroć na nie patrzyłam. - Kawę już piłam, ale możesz mi zrobić herbatę owocową – Magda krzyczała z dołu jakbym była co najmniej na końcu świata. Ciekawe czemu zawsze się tak wydziera? To przez te nieustanne rozmyślania, czasami w ogóle staję się niedostępna, niewidzialna za zasłoną refleksji. Nie powiem, podoba mi się ta moja cecha, ale bywa naprawdę upierdliwa. 29 grudnia 1992 Odrzucam myśli niepożądane, bo nie mogą zaistnieć, po prostu nie mogą. To by było morderstwo. Mój drugi głos mi mówi, że sama sobie jestem winna. Ale i z tego zdaję sobie sprawę. I analizuję, i dalej nic z tego nie ma. Nie można silić się na zrozumienie skoro jego nie ma. Życie to niekończąca się opowieść, a my szukamy wciąż lampy Alladyna. Nie chcę już myśleć, nie chcę marzyć, nie chcę wyobrażać sobie. Nie chcę już nic, chcę może tylko świętego spokoju. Boże jak niemożliwa jest niemożliwość. Gdyby człowiek wiedział, że będzie umierał za życia, nigdy by się nie narodził. Wyciągałam ostatnie pozycje z kartonów . – Ciekawe, kto te książki pakuje? – mruknęłam nerwowo - rozumiem, że to my decydujemy, co i gdzie ustawiamy, ale mogliby przynajmniej do jednego pudła wkładać książki tego samego autora! Kiedyś nie było z tym takich problemów. Hm…przypomniało mi się jak to się zaczęło. Ta przygoda i praca z księgarnią. Istna ironia losu, jak to się mówi. Akurat znalazłam się na ostrym, życiowym zakręcie. Byłam niemal pewna, że nie wyrobię, że wypadnę z t