"Ptak, którego nie było" ( fragment )
- Czyżbyś się żegnał? – zapytała.
- Nie, Kasiu… Przecież wiesz, że nigdzie mi się nie śpieszy…
-…Wspomniałeś ostatnio o swoich znajomych. Opowiedz mi o nich… Jeśli nie będzie to zbytnią niedyskrecją. – Katarzyna przypomniała sobie zakończenie ich poprzedniej rozmowy. Może była ciekawa, a może tylko szukała nowego tematu do pogawędki?
- Pamiętam, a jakże… Tylko, od czego tu zacząć? Tak to już jest, że ni z tego, ni z owego zaczynamy jakąś opowieść, barwnie, dowcipnie, lecz nieoczekiwanie wyrwani do tablicy, mamy… może nie tyle pustkę w głowie, ile zaczynamy odczuwać brak fantazji i polotu. – Mateusz nie musiał tego mówić, bo potrafił i teraz barwnie opowiadać o swych przyjaciołach. Ale nie palił się do takiej opowieści.
- Dobrze… to innym razem – wycofała się.
- Opowiem ci. Czemu nie. Ale mam pytanie: będziesz miała ochotę spotkać się z nami? – Mateusz wiedział, że przymusza ją do spotkania w ciemno, że to nieładnie, i pewnie zaraz będzie chciał z niej zakpić. Ale tak właśnie chciał. –Więcej znajomych, i to oryginałów, to barwniejsze życie.
- Z chęcią… Chyba mnie nie zjedzą?
- Ucieszą się, że cię poznali. To porządni ludzie. Choć opinia ludzi na niektórych psy wiesza. Bo też nie są aniołkami. – Mateusz postanowił: krótko, i prosto z mostu:- Alfred ode mnie rok młodszy, stary kawaler, niedawno na emeryturze. Był strażakiem. Kocha jeść i brzuch mu rośnie. Otacza się książkami i nie może się zdecydować kogo przygarnąć: psa, czy kota? Drugi to Łajza. Lecz kto go tak nazwał? Chyba Alfred, jeszcze za młodu. Łajza nigdy nie pracował, utrzymuje go mamusia emerytka. Siedział za drobne kradzieże. Chudy, wysoki, bez zębów, z kłakami do ramion. Trzecia to Biedronka. Lecz i jej ksywka, to dla mnie tajemnica. Najmłodsza, dopiero za dwa lata ukończy czterdziestkę. Prostytutka i złodziejka. Malutka, uczuciowa, z dobrym serduszkiem. Też siedziała kilka razy. Wszyscy pochodzą z Załęża, ale tylko Alfred się wyprowadził, i od dawna mieszka w kamienicy przy Kościuszki, blisko placu Miarki. Ot, i wszystko. Przyznasz, że barwne towarzystwo?
- … Hm. Ciekawe… - Katarzyna nie wiedziała co powiedzieć.
- Ciekawe, ale entuzjazmu w głosie nie słyszę. – Mateusz był dziwnie zadowolony.
- Zaskoczyłeś mnie – przyznała. – Naprawdę mnie zaskoczyłeś.
-Wiedziałem, że cię zaskoczę. I fajnie, że tak się stało. Spodziewałaś się porządnych, lecz nie tuzinkowych ludzi. I tacy są, w gruncie rzeczy. Alfred, to facet z klasą, porządny, uczciwy obywatel. Ale i pozostali, jakby tu… no, w swej wadze też stają na podium.
- … Szczerze?
- Tak. Jak najbardziej szczerze.
- Dzisiaj… z chęcią poznałabym Alfreda. Ale… wiesz… pozostali… Może daj mi trochę czasu – gimnastykowała swój język, by nie urazić Mateusza.
- Oczywiście, Katarzyno – powiedział oficjalnie, uroczystym głosem. – To była tylko luźna propozycja, zupełnie do niczego cię nie zobowiązująca. – Mateusz pominął fakt wymuszonej na niej obietnicy. A przecież tego się spodziewał. Wątpliwości Katarzyny były na swoim miejscu, normalne, oczekiwane. Jednak jej konsternacja sprawiła mu wyraźną przyjemność.
Pomyślał też, że pewnie nie dojdzie i do spotkania z Alfredem. Nie pozna ich. I nie z winy Katarzyny. Lecz mimo to, będzie to dla niej kara za Łajzę i Biedronkę. Głupie to, ale Mateusz pozwoli sobie na ten uroczy przerost emocji nad rozumem.
- Znacie się długo i pewnie bardzo lubicie… Wybacz, jeśli w tej chwili nie ma we mnie entuzjazmu do poznania… Łajzy i Biedronki – usprawiedliwiała się.