Psychożona
ie dziecko, nawet ojcu, jadącemu samemu przez pół kraju autem? Zabrałem Zuzię i zapiąłem w fotelik. Kiedy wróciłem do Warszawy nikogo nie było w mieszkaniu, wtedy jeszcze nie zauważyłem, ale nie było też rzeczy Kamili. Dopiero jak wróciłem po spotkaniu z nią to zauważyłem. Kiedy byłem w mieszkaniu postanowiłem do niej zadzwonić, odebrała po kilku sygnałach i poprosiła o spotkanie. Umówiliśmy się pod Kolumną Zygmunta, w jej głosie nie było nic dziwnego, innego, nic co by ostrzegało przed zbliżającymi się wydarzeniami. Zuzię zostawiłem u sąsiadki, starej pani Kamińskiej. Córka uwielbiała z nią spędzać czas, a nie chciałem też małej targać po mieście po długiej podróży. Przeprawa przez miasto w godzinach szczytu nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, jakie można zrobić. Kiedy tylko wyjechałem spod bloku i zobaczyłem, co jest grane na drodze, od razu zadzwoniłem do Kamili, że się spóźnię. Wydawała się taka spokojna i szczęśliwa. W jej głosie wyczuwałem jakąś tajemniczość. Wiedziałem już, że chce mi o czymś powiedzieć, domyślałem się jednak, że będzie to dotyczyło pracy. Miałem z resztą dużo czasu na myślenie. Dojechać z Mokotowa na starówkę po siedemnastej jest prawie niemożliwe. Zajęło mi przeszło godzinę. Zobaczyłem ją, stała pod Kolumną, rozpuszczone włosy błyszczały w słońcu, wyglądała pięknie, jak pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Zakochałem się w niej ponownie, jak każdego ranka, kiedy się koło niej budziłem. Podszedłem wolnym krokiem, żałowałem, że nie mam dla niej kwiatów. Czas wydawał się zwolnić na chwilę, kiedy odwracała twarz w moją stronę. - Odchodzę, zabrałam już swoje rzeczy z mieszkania – zabiła mnie. Nie spodziewałem się tego całkowicie. Przecież było tak wspaniale przed moim wyjazdem, a nic nie niszczy się w chwilę. Tu nastąpiło trzecie rąbnięcie w głowę, mimo, że nadal ją kochałem już wiedziałem, że jest z nią coś nie tak jak powinno. - Proszę, porozmawiajmy – starałem się jakoś nakłonić ją do rozmowy, chociaż domyślałem się, że nie bardzo jest sens. Kiedy Kamila się uparła była gorsza do osła. - Nie ma o czym, już zdecydowałam. - Co się stało, przecież byliśmy szczęśliwi? - Chyba ty! Traktowałeś mnie jak służbę, niewolnicę – złapałem ją za rękę, spojrzałem w oczy. - Czemu to robisz? – zaczęła się wykręcać i krzyczeć. Podbiegł do nas patrol policji, powiedziała im, że ją pobiłem. Wezwali dwa radiowozy, jeden dla mnie, drugi dla niej. Oczywiście dostałem kajdanki, jako ten zły, a ona sobie swobodnie siedziała. Wtedy dopiero zrozumiałem, że coś musi być z nią nie tak, ale nadal ją kochałem. Na komisariacie spisali jej zeznania i ją puścili. Ja musiałem czekać, aż skończą, jako pospolity kryminalista nie miałem żadnych praw, nawet nie chcieli mi dać wody. Przesłuchanie nie trwało długo, na moje szczęście powiedziała, że pobicie miało miejsce akurat jak załatwiałem rodzicom kilka spraw urzędowych. Policjanci szybko to sprawdzili i mnie puścili. Nawet odwieźli mnie do auta. Policja naprawdę jest uprzejma, najpierw bez pytania pałują, a później w ramach przeprosiny wypolerują ci nawet buciki. Wróciłem do domu, nie mogłem uwierzyć, co się stało. Jechałem do mojej szczęśliwej żony, wiozłem naszą cudowną córeczkę, a dotarłem do rozbitej rodziny, a najgorsze jest to, że nie wiem czemu. Jeżeli by coś się rozpadało, coś by było nie tak, zauważyłbym to. Ledwo zdążyłem usiąść w fotel zadzwoniła mi komórka, nie miałem ochoty z nikim gadać, nawet nie wstawałem. Chyba dzwonił dziesięć minut zanim zdecydowałem się odebrać, na wyświetlaczu pojawił się numer prywatny. - Gdzie jest moja córka? – rozpoznałem głos Kamili, była zdenerwowana. - W domu, ze mną – odpowiedziałem najspokojniej w świecie – może jeszcze porozmawiamy o wszystkim, nie podejmujmy zbyt pochopnych decyzji. - Byłam w mieszkaniu i jej nie było. Co z nią zrobiłeś, nie kłam. - Była u sąsiadki, teraz jest ze mną. – odpowiadałem wolno, bez denerwowania się, chociaż na dźwięk jej głosu chciało