Przez niedomknięte drzwi (fragment opowiadania)
W Warszawie dokonywane są zbrodnie. Olek widzi śmierć swojej matki. Ma dziewięć lat. Wydaje mu się, że postać z obrazu, który wisi na ścianie żyje. Ada z kolei nie wie, co się dzieje w jej życiu. Jej ojciec znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Zostają po nim dziwne wspomnienia...
PRZEZ NIEDOMKNIĘTE DRZWI
Dostać się na konkurs piękności nie jest trudno. Powinna była jednak przewidzieć, że jej uroda nie jest nieskazitelna.
Jej twarz była pierwszą rzeczą, jaką zobaczył rano w swoim łóżku. Piersi nie były dla niego tak ważne, jak tatuaż, który miała na lewym pośladku. Przeciągała się zbyt wolno, żeby go dostrzec w tej właśnie chwili. Czekał, aż położy się na brzuchu. Nieruchomiał przy każdym jej ruchu. Zaczesywał włosy i zerkał na ślady, które zostawili oboje w nocy, wybiegając spod prysznica. Podnosił ubrania z podłogi, nie spuszczając z niej wzroku. Odwróciła się. Jej włosy zakrywały blizny na ramionach, które dostrzegł w nocy. Delikatnie odrzucił je na poduszkę. Była piękna. Cokolwiek się stanie, właśnie ten moment chciał zapamiętać. Przyglądał się skórze, która fragmentami wyraźnie nie była jej. Jakby ktoś doszył małe kawałki o innym odcieniu i zapachu. Wąchał każdy skrawek, centymetr po centymetrze. Nie było w nim podniecenia, tylko wewnętrzna radość małego chłopca. Przy każdym wdechu wracał do przeszłości. Mógł się wycofać, kiedy pojawił się pierwszy obraz w głowie, który doskonale znał, ale oddychał coraz głębiej.
Matka całymi dniami siedziała przy maszynie do szycia. Zawsze patrzył na jej sprawne palce, które potrafiły pracować bez przerwy. Wsłuchiwał się w odgłos pracy silnika. Liczył odbicia igły, nigdy nie był w stanie skoncentrować się na tyle, żeby przekroczyć magiczną liczbę stu. Uśmiechał się przy tym i klaskał w dłonie.
Miał dziewięć lat. Kiedy doszedł do liczby pięćdziesiąt siedem, wtedy usłyszał kroki za sobą. Ktoś szedł cicho, na palcach albo frunął nad ziemią, słyszał szelest czegoś dziwnego. Jego myśli zaczęły spowalniać. Maszyna zatrzymała się. Matka odwróciła głowę, nie zdążyła krzyknąć nawet banalnego „Ratunku”. Ktoś ciągnął ją za nogi po podłodze do samych drzwi. Postać była zamazana jakby stworzona z ciemnej powłoki. Tam ją zostawił.
Stał nieruchomo z myślami, których nie rozumiał. Bał się ruszyć, bo drzwi były niedomknięte. Słyszał, jak postać za nimi oddycha ciężko, miarowo, jakby odpoczywała i wahała się, czy wrócić. Widział tylko cień na ścianie. Stali, jakby nic więcej nie miało się wydarzyć. Drewniana podłoga skrzypnęła, bo ktoś źle postawił stopy. Słyszał, jak krople jego potu uderzają o podłogę. Matka spojrzała ukradkiem w jego stronę i zamknęła oczy z powrotem. Palce jej dłoni delikatnie uniosły się z podłogi. Wskazały na obraz, który wisiał na ścianie. Była to jedyna cenna rzecz, jaką mieli w domu. Przedstawiał człowieka, który szył ubrania z ludzkich skór.
- Nie przestawaj – przerwała jego rozmyślania. Dotykał dłońmi jej skóry. – Podobam ci się? Jak byłam mała, ojciec wylał na mnie wrzątek. Przeszkadza ci to? Te zmiany, to przeszczep.
- Dlaczego? – Przesunął dłoń do pośladków.
- Co dlaczego?
- Dlaczego dzieciństwo jest takie mroczne?
- Nie rozumiem pytania. – Odwróciła się w jego stronę. – Co się wydarzyło w twoim?
- Kiedyś ci opowiem. Wstawaj. Jak będziesz szła na wybiegu w kostiumie, nałóż więcej pudru. Każdy szczegół jest ważny. Nie może być widać tych blizn.
Nie potrafił nigdy do końca wybudzić się z tych wizji. Spojrzał na obraz, który wisiał na ścianie.
- Idziemy? – Trzymała na ramieniu skórzaną kurtkę.
Wolał, kiedy była ubrana. Wtedy był sobą.
Patrzył na nią, kiedy szła na scenie w złotej sukience, która zakrywała jej ramiona. Wygrała. Zastanawiał się dlaczego? Czy nikt nie zauważył jej niedoskonałości? Znał się na tym. Co rok przychodził na wybory Miss, siadał zawsze w tym samym rzędzie na miejscu numer dwadzieścia jeden. Kupił je pięć lat temu i cały teatr, w którym wszystko się zaczęło. Był reżyserem. Nie patrzył teraz na nią.