Przerwane marzenia
Wyciągnął rękę i nie otwierając oczu, po omacku wcisnął przycisk budzącej go komórki. Przeciągnął się leniwie raz i drugi. Po chwili uniósł ociężałe powieki i wsłuchany w ćwierkot ptaków, który dochodził z pobliskiego drzewa, pragnął przedłużyć sen choćby tylko o dziesięć minut. Ale jak można spać, skoro ostre promienie porannego słońca na siłę wdzierają się przez otwarte okno? Uniósł się na łokciach i rozbieganymi źrenicami, popatrzył dookoła. Pokój jak zwykle świecił czystością oraz zapachem świeżości i jak zwykle przykryty serwetką, stał deserowy talerzyk. Nie musiał zgadywać, że jest tam ukryty jego rarytas, drożdżówka z owocem. Roześmiał się z błyskiem w oczach. Odrzucił na bok kołdrę i tak gwałtownie zeskoczył z łóżka, aż pociemniało mu w oczach, a zawrót głowy odrzucił go z powrotem na posłanie. Chwilę leżał nieruchomo, a w uszach szumiało mu gorzej niż w starej, wyłowionej z morza muszli. Moment odczekał, jednak, kiedy nie było widoku, że będzie lepiej, położył się płasko i wpatrzony w sufit, który wirował przed jego oczami niczym rozbujana karuzela, próbował zaczerpnąć powietrza. Dotknął dłonią czoła, było chłodne i lepkie od potu, a jego głowa była ciężka, jakby z kamienia. Nagle jego ciałem wstrząsnęły, niespotykane dotąd dreszcze. Dzwoniąc zębami, otulił się szczelnie kołdrą i zaczął głęboko oddychać. Powoli przychodził do siebie. Tym razem bardzo wolno usiadł na łóżku, chwilę odczekał i wyszedł na korytarz. Rodziców nie było w domu z pewnością już wyszli do pracy. - Może nawet lepiej – szepnął pod nosem, kierując się do łazienki. Chłodny prysznic, zupełnie go orzeźwił. Pospiesznie się ogolił, zjadł tylko drożdżówkę i już był gotowy do wyjścia. Przecież już od tygodnia obiecał Patrycji, że najbliższy wolny dzień spędzą w ciszy, daleko od miejskich spalin i zgiełku.
Wsiadł na motor i nie minęło dziesięć minut, a już był na miejscu. Czekająca przed domem dziewczyna, pomachała dłonią, roześmiała się radośnie i prawie w biegu wskoczyła na jego motor. Pojechali na swoją ulubioną łąkę, która bieliła się od stokrotek.
- Czy ja dobrze wczoraj słyszałam, że mieliśmy łowić ryby? - spytała, kiedy byli już na miejscu.
- Dobrze słyszałaś Patii, ale odeszła mnie ochota na wędkowanie. Po prostu chcę poleżeć na kocu i trochę poleniuchować. Poza tym, ostatnio złowione ryby powrzucałaś z powrotem do jeziora. Więc jaki jest sens, by chwytać je na wędkę?
- Nie ma sensu, niech sobie rybki żyją – odpowiedziała nie odrywając wzroku od zrywających stokrotek. Po chwili wyprostowała się, obrzuciła ukochanego serdecznym uśmiechem i powiedziała całkiem poważnie. – Jeśli się ze mną ożenisz, ofiaruję tobie ten bukiecik stokrotek.
Ucałował jej dłonie, potem głośno się roześmiał.
- Czy to oświadczyny, Patii?
- To nie są oświadczyny, ale nie potrafię ukryć swoich uczuć.
- Ja też ciebie bardzo kocham i przysięgam w obliczu Pana Boga, ożenię się z tobą. Tylko jeszcze nie teraz, jeszcze musimy poczekać. Ty Patii, powinnaś ukończyć szkołę, a ja zrealizować swoje wszystkie marzenia. Kiedyś marzyłem o motorze, dobrze płatnej pracy oraz wspaniałej dziewczynie. Muszę przyznać, że nawet się nie obejrzałem, kiedy wszystko się spełniło.