Pralnia
Alan wieszał ciała jedno za drugim po przepuszczeniu ich przez wirówkę. Ja czuwałem przy telefonach.
- Ilu dziś mamy? – zapytał Alan.
- Dwunastu. Zapowiada się dobry dzień – odpowiedziałem.
- A ilu pchnęliśmy wczoraj?
- Dziewięciu.
- Pięknie, super. Będzie git jak tak dalej pójdzie. Martwię się tylko, żeby nagle nie zaczęli sie kochać w Iraku, Afganistanie, no wiesz…
- Nie bądź głupi, za dużo ludzi żyje z tej wojny. My też na tym zarabiamy.
- Ale ta konferencja wczoraj w TVN 24…
- Ty dzisiaj jesteś jakiś dziwny Alan. Robimy w tym bajzlu od lat. O co ci znów chodzi? Punkty zapalne są na całym świecie.
- Taa, chyba faktycznie za bardzo się tym martwię.
Zadryndał telefon. Odebrałem.
- Agencja Skutecznej Pomocy. - Miron przy aparacie. - Tak, tak, - rzekłem - Mamy dobrego przedstawiciela. Honorarium? - No myślę, że tak 800 złotych na początek. My bierzemy za pół miesiąca, potem obcinacie mu wypłatę albo wywalacie na zbity pysk. Będzie u was migiem. Proszę nie zapomnieć o warunkach. Wyślemy go z umową. Do widzenia!
Odłożyłem telefon. Nucąc coś pod nosem podkreśliłem adres.
- Zdejmij jednego Alan! – krzyknąłem - Wybierz skonanego i chudego, na pierwszy ogień pójdzie. Na razie nie ma co szarżować.
Alan podszedł do drutu przypominającego sznur do wieszania bielizny i odpiął spinacze z palców skonanego i chudego.
Jak się nazywasz? – zapytałem.
- Alfred, Alfred Paluch…
- Cholera. Co za nazwisko! Podejdź no tutaj!
- Co jest barany? – wybełkotał Alfred.
- Chciałbyś trochę popracować? – zapytałem zdjętego z wieszaka chudzielca
- Ani mi się śni!
- Co nie chcesz pracować?
- Za cholerę! Żadnego kieratu. Mój stary przepracował 35 lat w urzędzie. Całe zafajdane życie i wiesz ile po nim zostało? Tyle co kot napłakał. Nawet na pogrzeb musieliśmy się składać.
- Ile?
- Po 500 stów na głowę. Ani mi się śni tyrać kolego. Żadnej roboty. Mam zamiar nic nie robić przez całe życie. Zlewam na to wszystko gościu.
- A nie chcesz mieć żony, dzieci, własnego domu, samochodu? – zapytałem patrząc na Palucha jak na wariata.
- Chyba już coś powiedziałem na ten temat. Aha i wyglądacie jak para obleśnych szczyli!
Alan! – krzyknąłem. – Przepuść porządnie jeszcze raz tego wariata przez wirówkę. Znów coś pewnie spieprzyłeś. Wyreguluj ją może łaskawie co? A najlepiej nastaw regulatory na maksa.
- Się robi Miron! Już go zabieram!
- I wyciśnij z niego ile się da i przyprowadź mi tu go zaraz! Ale migiem proszę cię Alan! Tusk w każdej chwili może wycofać wojska z Iraku…
- Cholera co ty się tak na ten Irak uwziąłeś! I znowu zaczynasz. Chyba się nie wyspałeś.
- Taa. Masz rację. To bezsenność. Ciągle myślę, że powinniśmy urabiać żołnierzy, a nie pierzemy mózgi jakimś pieprzonym przedstawicielom handlowym. Przewracam się w nocy z boku na bok i główkuję. To byłby interes!
Alan przyprowadził po chwili Palucha. Wyglądał zdecydowanie lepiej. Na twarzy chudzielca malował się dyżurny uśmiech. Wypisz wymaluj przedstawiciel handlowy, jakiego tu jeszcze nie było!
- Jak się nazywasz? – zapytałem powtórnie
- Alfred Paduch – oznajmił i pokłonił się nisko.
- Co czujesz? Albo jak się czujesz?
- Nic nie czuję proszę pana.
- Lubisz gliniarzy?
- Nie mówi się gliniarzy, tylko policjantów! Oni są ofiarami naszych występków. Choć czasem dla naszego dobra zamykają nas w więzieniach, biją, wlepiają mandaty. Musi pan wiedzieć, że nie ma złych gliniarzy, o przepraszam, policjantów. Wie pan, że gdyby nie było policjantów, musielibyśmy wziąć prawo w swoje ręce? To było by okropne. Kocham policję. Kocham swoje miasto!
- Wspaniale – odparłem z zachwytem. - Wierzysz w Boga?
- O tak, w Boga, rodzinę, ojczyznę i uczciwą pracę…
- Jezu Chryste!
- Co się stało proszę pana?
- Nic, nic!
- Jesz