Pralnia
cze tylko małe pytanie?
- Słucham proszę pana?
Lubisz pracować i tyrać po godzinach?
- O tak! Chciałbym pracować 7 dni w tygodniu!
- Ej, dlaczego?
- Dla pieniędzy, proszę pana. Dla kasy na nowy telewizor, lodówkę, nowy samochód, bo ten którym jeżdżę już mi się rozpada. Poza tym dom i czesne dla dzieci, eleganckie ubrania…
- Dobrze już dosyć! Spadaj na szczaw!
- Nie rozumiem proszę pana.
- Skończyłem z tobą. Alan świetna robota! – odetchnąłem z ulgą. – Daj chudzielcowi umowę, niech ją podpisze. I tak nie rozczyta drobnego druku. Pchnij go migiem pod ten adres. Od miesięcy nie wysłałem lepszego przedstawiciela!
Alan złapał z frak Paducha, popatrzył mu jeszcze przez chwilę w oczy, żeby sprawdzić czy są martwe. Był wywirowany na amen. Wcisnął mu w rękę umowę i kartkę z adresem, po który miał się stawić. Poklepał go na koniec po plecach, pożegnał się i zatrzasnął drzwi.
Oparłem się wygodnie w fotelu. Wirówka pracowała aż miło. Alan przepuszczał przez młynek kolejnych i nawet nie miał zamiaru odpocząć. Znów zadzwonił telefon…
- Agencja Skutecznej Pomocy - Miron przy aparacie. - Tak, tak, - rzekłem- Że co? Nauczyciel? Honorarium? - No myślę, że tak 1200 złotych na początek. My bierzemy za pół miesiąca, potem obcinacie mu wypłatę albo wywalacie na zbity pysk. Dużo? Przecież to ciężka robota. Użeranie się z dzieciarnią, wywiadówki z ich starymi, stosy dokumentów do wypełnienia, wieczny stres, utrata strun głosowych…Będzie u was w ciągu trzech kwadransów! Adres jeszcze proszę. Aha, to na Pierwszej Brygady! I proszę nie zapomnieć o warunkach. Wyślemy go z umową. Do widzenia!
Alan już wiedział o co chodzi. Odpiął jednego i przyprowadził pod moje biurko. Na etykiecie było napisane Kacper Muszelka.
- Cześć Kacper – zagaiłem. – Fajne masz nazwisko!
- Gdzie ja jestem? – odpowiedział.
- W Agencji Skutecznej Pomocy!
- Wyglądacie razem – rzucił świdrując oczami w stronę Alana - jak parka starych zasrańców!
- Muszelka, a kto ci się podoba w ogóle ?– krzyknął do niego Alan.
- Bo ja wiem…Napoleon, Hitler, mój stary, Jaruzelski, Kaczyński, Giertych…
- A widzisz Alan! – odparłem. – On utożsamia się z przegranymi, a takich tu nie potrzebujemy. Zmącili temu biedakowi w głowie. Chłopak szykuje się by dostać w dupę od życia. Jesteś żałosny Muszelka, a my z takimi jak ty nie zamierzamy się bawić. Alan przewiruj temu chłoptasiowi zwoje!
Alan wziął Muszelkę i przy krzykach oraz kilkukrotnym dzwonieniu w przycisk alarmowy przepuścił przez wirówkę. Po chwili przyprowadził go z powrotem do mojego biurka.
- To kto jest twoim idolem ? – zapytałem grzecznie po raz drugi.
- Jan Paweł II, Lech Wałęsa, Jan III Sobieski, Piłsudski, Miłosz, Szymon Majewski i wszyscy mili ludzie, których spotkałem w życiu.
- Alan?
- Co?
- Muszelka jest już gotowy! – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. – Każ mu podpisać umowę i wyślij go. Na pewno się spodoba. Będzie dobrym nauczycielem. Z tego co słyszę to od historii. Czego to człowiek nie robi żeby wyżyć do pierwszego. Czasami mam już dość tej roboty. To fatalnie, co, Alan?
- Fatalnie Miron. Może rzeczywiście przerzucimy się tylko na żołnierzy. Albo na gliniarzy, co? Tych pewnie nie trzeba byłoby przepuszczać przez wirówkę. Mniejszy stres i w ogóle.
- Pomyślimy nad tym Alan. Póki co interes się jeszcze kręci – skonkludowałem i wyciągnąłem z szuflady półlitrówkę czystej.- Oby tylko Tusk nie wycofał żołnierzy z Iraku, bo interes szlag trafi.
- Nie wycofa, nie ma mowy. Trele morele i sranie w banie.
- Obyś miał rację Alan, obyć miał rację, bo nie dożyjemy do emerytury.
O 16 - tej wychodził z wirówki nowy operator koparko – ładowarki. Alan kopnął go za drzwi.
- No dobra zamykamy ten bałagan. Na dziś starczy! – krzyknąłem i odetchnąłem z ulgą.
Z kieszeni wygrzebałe