Potwór z Cleveland
Foto: AP Images/Tony Dejak/Wydawnictwo Znak
Łańcuchy i kłódki, którymi Ariel Castro pętał porwane kobiety
Przez pierwsze tygodnie, może miesiące, żyła w bólu i ciemności. Pierwszy raz "potwór" pozwolił jej wziąć prysznic po 8 miesiącach codziennej przemocy. Opisy tego, co wtedy przeżyła, po prostu przerażają. Niepojęte wydaje się, że człowiek, który funkcjonuje w społeczeństwie, jest ojcem, pracuje z dziećmi, może wyrządzać komuś tak niewyobrażalną krzywdę, nie budząc przy tym żadnych podejrzeń.
W kwietniu 2003 roku Castro porwał Amandę Berry, rok później - Ginę de Jesus. Każda z kobiet przeżyła horror w domu "potwora" w inny sposób. Amanda musiała żyć ze świadomością tego, że psychopata uznał ją za swoją żonę, był ojcem jej córki. Gina była z kolei przez większość czasu - całkiem dosłownie - przywiązana do Michelle. Tylko te trzy kobiety znają całą prawdę o tym, co działo się w domu Castro, tylko one mogą się nawzajem zrozumieć. Ale żeby dojść do siebie, porzucić przeszłość i zacząć nowe życie, musiały się od siebie oddalić. - Teraz idziemy osobnymi drogami, dochodzimy do siebie każda w swój własny sposób, ale życzę im tylko tego, co najlepsze i mam nadzieję, że są szczęśliwe i dobrze sobie radzą w nowym życiu - mówi Knight.
Odzyskać siebie
Ale jak żyć po czymś takim, jak odnaleźć się na nowo? "Ludzie podchodzą do mnie na ulicy i pytają, jak się mam. Wiem, że chcą dobrze, ale nie potrafię im wyjaśnić, jak to jest najpierw dzielić brudny materac z przyjaciółką i nagle poczuć się zupełnie samą. Ktoś, kto przez to nie przeszedł, nigdy tego nie zrozumie, nawet jeśli mu na tobie zależy. To dlatego spędzam tyle czasu na pisaniu pamiętnika i rysowaniu. Robię to, żeby nie zwariować", pisze Michelle w książce.
Foto: AP Images/Tony Dejak/Wydawnictwo Znak
"Materac w różowym pokoju, na którym przez wiele lat byłam torturowana"
Kiedy dotarło do niej, że została uratowana, poczuła się, po prostu, wolna. - To najbardziej niesamowite uczucie na świecie. Chwilę jednak zajęło mi pełne tego zrozumienie. Teraz zauważam i doceniam każdą, nawet najmniejszą rzecz, począwszy od takich drobiazgów jak to, że mogę iść, dokąd chcę i czuć promienie słońca na mojej twarzy. Jestem bardzo wdzięczna, że mogę tego doświadczać.
Dlatego dzisiaj stara się przede wszystkim żyć. Wie, że sam fakt, iż budzi się każdego dnia w swoim własnym mieszkaniu, jest, jak podkreśla, "błogosławieństwem". Pisze, rysuje, kształci się kulinarnie i marzy o otwarciu własnej restauracji.
Od 2002 do 2013 roku świat zmienił się nie do poznania, wielu rzeczy musiała uczyć się od nowa - postęp technologiczny zrobił swoje. Cieszy się małymi rzeczami. Uwielbia słuchać muzyki z ostatnich lat i oglądać teledyski na YouTubie. Jak dziecko cieszyła się z wyprawy do Disneylandu. Nadrabia zaległości, zwraca uwagę na szczegóły. "Po jedenastu latach niewoli i sikania do wiadra człowiek naprawdę docenia, że może potańczyć", przyznaje.
Ma jednak świadomość, że jej historia może pomóc wielu ludziom. - Chcę nadal mówić w imieniu zaginionych, wykorzystywanych seksualnie i doświadczających przemocy kobiet.
Przetrwać mimo wszystko
Stara się nie myśleć o całym złu, które ją w życiu spotkało. Nie daje się ponieść negatywnym uczuciom. - Nie jestem zgorzkniała. Bycie zgorzkniałym lub pełnym nienawiści zabiera ci całą energię, a ja wolę ją w pełni wykorzystać do życia teraźniejszością. Koncentrowanie się na nienawiści tylko by mi w tym przeszkadzało.
Czy można jednak wybaczyć takie okrucieństwo, jakie spotkało ją ze strony Castro? - Wybaczam mu, bo nie chcę w sobie trzymać złych emocji, takich jak nienawiść. Chcę się ich wszystkich pozbyć i skupić na tym, by być wolnym człowiekiem - mówi dzisiaj.
Nawiązała kontakt z rodzicami adopcyjnymi swojego syna, nie chce jednak burzyć spokoju nastolatka. Wie, że musi pozwolić mu żyć włąsnym życiem. W wyniku powikłań po pięciu poronieniach w domu "potwora", już nigdy nie będzie mogła zostać matką. Jak jednak pisze: "Nie trzeba być matką biologiczną, żeby pokochać malca, który potrzebuje rodzica. Na świecie jest wiele biednych i pokrzywdzonych dzieci".