Poranek w Warszawie
- A drobnych to pan nie ma? No to co ja mam teraz zrobić, iść rozmienić? No co pan, z kasy mam wyjść? Jak Se pan rozmieni, to ja panu sprzedam.
No rzesz, kurwa mać!.
Poszedłem, se kupiłem gdzie indziej i idę z moim biletem w kieszeni zastanawiając się, co mam przez te, przez los mi dane, półtorej godziny robić. Poza halą, rzecz jasna, bo już mi się niedobrze od tego smrodu robi. Jak tu ludzie mogą jeść? Postawiono bufecik na samym środku tego syfu a ludzie w nim czują się jak w kawiarni na Nowym Świecie. Szczebioczą, uśmiechają się i smakują tę lurę kawową z torebki, zalaną wrzątkiem. Są szczęśliwi siedząc w tym smrodzie i brudzie. Zupełnie im to nie przeszkadza. Może dlatego, że mają siebie? A nie, tam siedzi jakiś smutny typ z gazetą. Pije kawę z plastykowego kubka. Nie pasuje tu ten jego garnitur od znanego projektanta i najnowszego trendu koszula w jakieś kiczowate, kwieciste wzory. A kwiaty piękne, stworzone po kwasie, żółto-fioletowe. No i ten krawat, rany boskie! Zielony, grubaśny, z wymyślnym węzłem gordyjskim. Wygląda jak gąsienica na zaropiałym liściu kapusty. Pamiętam, moja babcia w latach siedemdziesiątych miała podobny szlafrok, w takie jakieś oczojebne cwiety. A zatem super-hero-lover lat początkowych dwudziestego pierwszego wieku nosi się jak moja babcia, tylko drożej. Nie wspomniałem o cynglach. Gruba czarna oprawa, po bokach wzór fioletowy. Srogi wyraz twarzy. W zasadzie nie widać twarzy. Jedynie te a’la suzinowe okulary. Ciekawe, co facet powiedziałby, gdybym zjawił się przed nim, nawiedzając to jego pędzące, finansowe życie i powiedziałbym:
- Jesteś koszmarem moich wspomnień. Babcia też czytała gazetę. Zakładała grube okulary dziadka i czytała zaśmiewając się do łez. Jesteś trendy aż do bólu i mnie właśnie boli. Nie jesteś moją babcią, nawet się nie uśmiechasz. Założyłeś jedynie jej szlafrok i okulary. A przecież ona odeszła.
I wyobrażam sobie typa w szlafroku mojej babci i za dużych, przyciemnianych okularach, siedzącego u niej w kuchni przy gigantycznym parapecie, na którym gardenia i pelargonia w pełnym słońcu. I czuję jak mi się smutno robi, bo to już nie wróci. I ten zapach, dzieciństwo, meble, to wszystko, należące teraz do umarłego świata moich żywych wspomnień. I już nie śmieję się do siebie z tej wizji, już płaczę.