Podróże młodego konkwistadora część 2
Kolejny dzień żeglugi. Ja i mój kumpel John nadal mieliśmy sprzątać statek. SAmo śniadanie nie było zbyt owocne, iż dostaliśmy tylko dwie kromki chleba i kufel wody. Zaraz po nim postanowiliśmy zabrać się od razu do roboty. Dzień ten nie był jednak taki jak inne. Około najwyższego położenia słońca rozpętał się straszliwy sztorm. Chmury wyrównały swój kolor z ciemnymi połanami oceanu. Na naszym statku wszystko latało tak jakby było zaklęte przez morskie potwory. Ja i mój kompan dostaliśmy bowiem zadanie pilnowania kul armatnich, armat oraz tego aby wiatr nie pozrywał żagli. Postanowiłem, że zostanę na pokładzie i zajmę się zwijaniem zaś John pobiegł pod pokład aby przywiązać armaty. Czułem się wielce zaszczycony tym, że dowodziłem przy zwijaniu żagli ale z drógiej strony wiedziałem, że jak coś pójdzie nie tak mógłbym wylądować za burtą. Samo zwojanie było bardzo ciężkie, nigdy nie pomyślałbym, że może być to aż tak trudne. Zaraz potem postanowiłem wybrać się do mojego przyjaciela. Okazało się, że był to bardzo dobry pomysł, iż miał on ogromny problem ze złapaniem choć jednej armaty, jeszcze chwila, a nasz statek miałby kilka wielkich dziur, a my zostalibyśmy bez środków do obrony. Zajęcie to trwało miej więcej kwadrans, niestety sztorm był tak silny, że mimo wszystko jedna z armat oderwała się od burty i poszybowała w kierunku prochu. Gdyby nie moja szybka reakcja i to że rzuciłem się za działem mogłoby być już dawno po całym statku. Jak pomyślę sobie jaki wielki wybuch mógł nastąpić, sądzę, że dobrze zrobiłęm poświęcając swoją nogę. Po kolejnej godzinie morze ucichło, można było rozwiązać działa i postawić żagle. Dla mnie niestety nie był to najlepszy okres, iż cierpiałem nadal pod pokładem z powodu odcięcia nogi. Na moje jednak szczęście dostałem coś podobnego jak mają piraci. Do końca dnia już nie wychodziłem na górę, a na kolację znów prawie nie było co jeść, miejmy nadzieję, że nie długo dobijemy do Portugalii gdzie mieliśmy uzupełnić zapasy żywności.
Minął tydzień, rana po nodze zagoiła się, a ja już prawie nie odczuwam, że nie mam prawdziwej nogi. Wałśnie się obudziłem, gdy usłyszłem jak nasz czarnoskóry bosman zawołał: LĄD!!! Spytalem się mojego kolegi, czy jest to upragniona Portugalia, iż chciałem jak najszyciej zejść na suchą ziemię i zjeść normalne jedzenie. Postanowiłem jednak mimo wszystko wyjść na pokład i spojrzeć co się dzieje. Załamałem się jednak, iż spostrzegłem, że port jest zamknięty i nie mogliśmy do niego zawinąć. Podczas gdy podpłynęliśmy do dwóch pięknych nowiutkich portugaliskich galeonów, okazało się, że właśnie w tym dniu zawitali do Portugalii królowie Francji, Brytanii oraz Włoch i będzie on zamknięty do jutra, iż jutro mieli odpływać. W miedzy czasie dowiedziłęm się, że tuż po zejściu na ląd czeka na mnie niespodzianka, normalnie nie mogłem się doczekać. Resztę dnia spędziłęm na zmywaniu pokładu, czyszczeniu kul oraz armat.