Miłość czy omamy
Robart jest 24 lata ode mnie starszy, ma żonę i dwoje dorosłych dzieci. Poznanie się też należało do niezwykłych, ponieważ spotkaliśmy się w Poradni. Miałam za sobą ciężkie przejścia związane z nieudanym związkiem z mężem alkoholikiem. To była szczenięca miłość, zupełnie nie oparta na racjonalizmie i poczuciu odpowiedzialności za drugiego człowieka. Poprostu wszystkie koleżanki z klasy, a dokładniej z moje paczki już się ustatkowały i założyły swoje rodziny, tylko ja nie. Nie wiem dlaczego, przecież nie należałam do kompletnych maszkar nietkniętych rozumem. A jednak w momemcie ślubu, tego rozumu zabrakło. Bylam już w ciąży z moim przyszłym mężem, którego celowo nie wymieniam z imienia (zapomniałam jak miał na imię). Co za złośliwość, o którą siebie nie podejrzewałam, przecież to faceci po jednej namiętnej nocy zapominają imiona swoich panienek, które wlaśnie udało im się przelecieć.
Ale do rzeczy, bo chyba nikomu nie uda się ogarnąć tej historii. Nie pasowaliśmy do siebie, ale wtedy nie wiedziałam dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, żeby wyrwać się z domu. Nie wiedziałam, że wcale w siebie nie wierzę, że nie miałam szansy na to, aby założyć szczęśliwy związek, stworzyć ciepły, rodzinny dom, którego nigdy nie miałam. Mój mąż był jedynym facetem w tamtym momencie mojego życia, który okazał mi zainteresowanie tym, że chciał mnie wysłuchać.
O ironio, po dwóch latach złapałam się na taki sam pakiet adoracji z Robertem.
Drodzy panowie, jeśli nie wiecie, jak zdobyć kolejną wybrankę swojego serca, albo poznać miłość swego życia, wszystko jest zwyczajnie, banalnie proste - wystarczy słuchać lawiny słów, potoku namiętnych, emocjonalnych, trudnych, traumatycznych, nieokiełznanych zwierzeń przyszłej dziewoi i tyle. Każda jest Twoja, żadna się nie oprze facetowi, który jej - JEJ słucha.
Jeśli zrozumieliście sentencję, znacie już tragedię moich wyborów życiowych, moich miłosnych uniesień i porażek.