Początek
do sklepu.Powitała ich niska francuska o melodyjnym wysokim głosiku:- Witamy, Panie Lakewood. W czym mogę pomóc?- Jej też uratowałeś życie? - mruknęła.- Niezupełnie.- Spojrzał na Francuzkę. - Potrzebujemy rady Gizell.- Tędy proszę. - Gdy kobieta odwróciła się do nich plecami, szepnął Kasei do ucha: - Zachowuj się grzecznie, ona nie jest wtajemniczona. - Objął Kasei delikatnie w pasie. Zaskoczona dziewczyna nie była w stanie nic powiedzieć, czując elektryzujące ciepło wokół swojej talii.Kobieta poprowadziła ich do następnego pomieszczenia, otworzyła ukryte z tyłu małe drzwiczki i wpuściła ich do środka. Kasei zobaczyła dobrze zbudowaną brunetkę, wokół której krzątały się młode dziewczyny. Każda miała swoje stanowisko pracy z maszyną do szycia i zestawem czarnych materiałów i skór. Pod ścianą stała wysoka szafa z mnóstwem srebrnych guziczków, napek, rzepów, ćwieków i innych ozdób. Brunetka podeszła do Kasei i bez słowa zaczęła zdejmować z niej miarę. Nie trwało to długo, po czym zwróciła się do Krisa:- Pełny zestaw?- Poprosimy też o dodatki i odświętną szatę. Przyda się też cieplejsze okrycie.- Będzie gotowe pojutrze. Przyślę którąś z dziewcząt.- Chcesz zrobić jakieś zakupy? - pytanie zadane niewinnym tonem skierowane było do Kasei.- Zachowaj te żarciki dla siebie. - popatrzyła na niego zdegustowana.- Pamiętaj, że proponowałem...Wyszli tylnym wyjściem prosto na parking, gdzie stał jego samochód.- Jesteś głodna? - szedł za nią bardzo blisko, czuła jego oddech na szyi. - W Katedrze będzie już po objedzie. Raczej nie zdążymy. - Usłyszał reakcję jej żołądka, gdy wspomniał o jedzeniu i znów zobaczy jaskrawy rumieniec, co przywołało na jego usta figlarny uśmieszek.- Chyba powinnam coś zjeść.Wszedł do baru po przeciwnej stronie ulicy i wziął dwa zestawy obiadowe na wynos. Podał jej pakunek i ruszył w stronę samochodu. Rozczarowanie Kasei miała wypisane na twarzy. Mimo że zauważył wyraz jej twarzy, nadal patrzył przed siebie. Byli już prawie na miejscu, gdy skręcił w boczną uliczkę.- Myślałam, że wracamy. - nie była pewna jaką odpowiedź wolałaby usłyszeć. Z jednej strony chciałaby czegoś się o nim dowiedzieć, z drugiej czuła się przy nim niepewna i skrępowana.- Śpieszysz się na randkę?- Czy wszystko sprowadza się u ciebie do jednego tematu?- Większość. To jak, spieszysz się?- Mam dużo lektur...- Takiemu przystojniakowi jak ja się nie odmawia. - Słowa wypowiedziane zabawnym tonem wywołały kolejne rumieńce, ale i uśmiech na twarzy. Dlaczego reagowała jak wychowanka klasztoru?- To dokąd teraz?- Na dach.Złapał ją za rękę i poprowadził do tylnego wejścia Katedry. Windą dojechali na najwyższe piętro. Gdy drzwi się otworzyły, wyprowadził ją na wielki zadaszony taras. Stał tam stolik i kilka krzeseł. Rozłożył jedzenie na stoliku i rozsiadł się wygodnie. Mogła obserwować zachodzące słońce. Gdy skończyli, na niebie pojawiły już się pierwsze gwiazdy. Zrobiło się chłodno. Na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka.- Zimno ci? - podszedł do i niej i zarzucił jej na ramiona swoją skórzaną kurtkę. Pachniała wiatrem i rozgrzaną skórą. - Choć, pokażę ci coś.Zaprowadził ją do windy i zjechali na najniższy poziom.- Znajdujemy się pod ziemią. Tutaj mają wstęp tylko Strażnicy. W tym miejscu otrzymasz swój Tatuaż.Stała przed ogromnymi białymi wrotami, na których widniało trzynaście złocących się znaków. Każdy z nich iskrzył się w niezwykły sposób. Gdy Kris odsłonił swój Znak na przedramieniu, jeden za nich rozjażył się srebrnym blaskiem i wrota powoli zaczęły się otwierać. Za nimi zobaczyła niezliczoną ilość gwiazd tworzących różne obrazy i wzory. Każda świeciła innym światłem, niektóre zdawały się do niej mrugać, inne zapalały się i powoli gasły, by za chwilę rozbłysnąć silniejszym światłem.- Gdy będziesz gotowa, Elizabeth przyprowadzi cię tu i wezwie twojego Gwiezdnego Patrona,