"Po stronie cienia" ( początek książki )

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Przed bramą cmentarną przystanąłem; połykałem krótkie informacje z klepsydr. Ale nikt ze znajomych nie umarł. Te kilka grobów znajomków i bliskich oczekiwało bez pośpiechu na odwiedziny nowych domowników.
Właściwie wyruszyłem bez celu. Katowice sprzed czterdziestu sześciu lat, to dla mnie inne miasto. Prawdziwe. Teraz jest tylko piękne. Tamten urok familoków, ich czerwonych okienic, szarość, którą rozdymało słońce… no i nie ma już mojego przyjaciela, który bratał mnie z Załężem, z Bocheńskiego i z innymi uliczkami upstrzonymi familokami. Pewnie tak starzejąc się oceniamy młodość. Skrzy się nam w pamięci złotą pszczołą. Pierwszą miłością. Ale, nawet gdybyś się odważył, i skoczył, nie porwie cię już jej słaba, kobieca tkliwość. Bo – nie skoczysz już w ciemny zawrót głowy, w okulary ślepca. Teraz reklamy proszków na przeczyszczenie i na potencję kolorami neonów wbijają się w me oczy – potem, jak cham. Leżę na onkologii i śnię? Głupia śmierć.
Nie wiadomo dlaczego przemknęła mi myśl, zasłyszane gdzieś słowa: „ Wszystkie informacje o wszechświecie są zgromadzone na holograficznym dwuwymiarowym obrazie na krańcach wszechświata.” Więc tam czeka na mnie moja pierwsza miłość? Tam się też rozegra dramat? Ona umrze, a ja zostanę sam?
Historyjki, które były, teraz są nierealnie zawieszone na płynącej chmurze. Tylko cmentarze, na które przychodzimy, budzą w nas roztargnienie i skurcz gardła na myśl, że jakaś prawda jednak była, że wciąż istnieje. A przecież nie musimy nigdzie z domu wychodzić, bo cmentarze są w nas.
W końcu te kilka klepsydr, w które się wpatrywałem, to nie książka, wiele czytania nie ma, a i ochoty do zadumy u mnie za grosz, bo i po co? Interesował mnie tylko wiek nieboszczyków. Szybko wyłuskałem tego najmłodszego: 44 lata. Uśmiechnąłem się, odetchnąłem z ulgą, i już w lepszym nastroju ruszyłem w kierunku Słonecznej, by Iłłakowiczówną dotrzeć do Sokolskiej, a potem obok Supersamu – minąć przystanek autobusowy do Bytomia. 
Zaraz… po co się oszukiwać.?... Wszystko we mnie rwało się do Joanny. Ta cała przechadzka, ten spacerek, to zmyłka? Udawanie przed sobą?
Będąc już po lewej stronie Sokolskiej, gdy przechodziłem obok przystanku autobusowego, zauważyłem stojącego w pobliżu krawężnika młodego zakonnika, któremu, z boku, przyglądał się z jakąś desperacją, pijany facet. Nietrzeźwy usiłował wyprostować się, choć wódka nie pozwalała mu osiągnąć zamierzonego pionu, i tak – kiwając się, wytężał umysł, co widoczne było znakomicie i wyraziście w mimice jego twarzy, krzywiącej się i tężejącej od natłoku myśli, które stały przed zamkniętą bramą, i twardo się do niej dobijały. Coś mu niewątpliwie bardzo ważnego chodziło po głowie, aczkolwiek – bezradnie błądziło. Lecz zaraz ten zamęt przeszedł mu w burzę z piorunami, bo ręce zaczęły mu latać, no… musiał utrzymać równowagę, a jednocześnie jego sylwetka pochyliła się ku zakonnikowi. Ręce furgały oddzielnie, i jedna noga gdzieś sunęła, jakby na ślizgawce była, a przecież – postać ruszyła do przodu. Dziko, z groźną miną, i z wiedzą okropną, bo prawdziwą. 
Biedny zakonnik stał spokojnie, nieświadomy groźby ataku na świętość, którą uosabiała jego szata. Natomiast groźny przeciwnik zatrzymał się o krok przed swoją ofiarą, i wbił swe straszne oczy – w nareszcie bladą twarz zakonnika, który ze strachu cofnął się o krok do tyłu. Nie rozumiał nagłego zainteresowania sobą tego dzikiego człowieka. Lecz dziki człowiek zatrzymał się, gwałtownie rozwarł ramiona i pijackim głosem wykrzyczał swoją prawdę, swoją tajemnicę: „ Koo-chch-aaam ciee! „
Ludzie na przystanku zaczęli się śmiać. Ale nie zakonnik. Teraz on zamachał dłońmi w kierunku - jak się okazało - wielbiciela jego cnoty, i odszedł kilka kroków, w stronę kiosku ruchu, stojącego przy trawniku.
…Tak więc, i ta scenka, i data śmierci na klepsydrze – sprawiły, że zapomniałem na chwilę o Joannie, i zrobiło mi się lekko na duszy. A przecież kierując się teraz w stronę Supersamu, mieszała się we mnie radość ze strachem, że znowu nasze spotkanie zakończy się moimi zdawkowymi pytaniami o córeczkę, i – czy nie jest głodna, bo jak tak, to zaraz skoczę do sklepu. 
Stojąc już na przystanku, w oczekiwaniu na swój autobus, próbowałem swe myśli przenieść z mojej ukochanej, na spotkanego przed chwilą zakonnika i pijanego wielbiciela szat zakonnych.
Skąd u tego pijaka ta pijacka miłość do trzeciej płci? I skąd u zakonnika ten pęd do zamknięcia się w murach klasztornych, skazując się na jałowe życie bez baby, bez rozrywek, w których gustuje młodość? Czyżby doznał objawienia i poznał jedyną prawdę, za którą warto życie przeklęczeć będąc oplecionym drutem kolczastym?
Mój znajomy alkoholik powiedział mi kiedyś w zaufaniu, że prawda nie istnieje, bo to tylko takie słówko, które każdy zawłaszcza, by było mu koroną. To, co istotne: żołądek i odbyt, fiut i pipka – to ślepy pomiot ewolucji. A najbardziej oszukańczy są politycy; dla nich nie ma zmiłuj się nad słówkiem „prawda”. Używają je jak się kurwę używa, dla zmyłki obnosząc ją z welonem dziewicy. No, a wiara, to inna para kaloszy. Z rozumem nigdy się nie zbrata. 
Kiedy zacząłem się wgłębiać w swój ulubiony temat: „skąd i dlaczego to wszystko?”, i kiedy jeszcze raz z przyjemnością stwierdziłem, że wszechświat, no i my, wyskoczyliśmy z próżni jak królik z kapelusza - nadjechał mój autobus, nr 820.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38