...po porostu przyjaciele... (1)
>
Tony obrzucił go urażonym spojrzeniem i to z miną jakby miał ochotę mu przyłożyć, co jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Serce BJ lekko przyspieszyło. Nie dobrze. – Dobra gdzie jest ciało i kiedy chcesz je zakopać?
–Bożę BJ! Czy ty nigdy nie możesz być poważny? – Tony znów zerwał się z kanapy. Nerwowo krążąc po pokoju. Nie, nie da rady tego zrobić…Jest pieprzonym tchórzem.
–Może bym i był poważny gdybyś mi, choć mgliste pojęcie dał, o czym my właściwie rozmawiamy. – Nerwowe zachowanie Tonego zaczynało oddziaływać i na niego. – Napij się i spróbuj uspokoić. Jutro nie musisz być na uczelni. Nie musisz się nigdzie spieszyć. Siadaj! – Warknął w końcu, kiedy Tony stał tylko z nieobecnym wyrazem twarzy, potrząsając lekko głową jakby sprzeczał się z sobą mentalnie. Mężczyzna drgnął, zarumienił się i siadł ostrożnie, tak daleko jak tylko kanapa na to pozwalała.
–Dobra. Pij! – Zakomenderował stanowczo BJ. Był dwa lata starszy i nieraz lubił podkreślać to swoim autorytatywnym zachowaniem. Kiedy Tony wypił lekko krztusząc się połowę kolejnej butelki piwa. BJ oparł się, założył ręce na piersi i spojrzał wyczekująco.
–O co chodzi?
–O… o mnie. – Wymamrotał w końcu Tony nie patrząc na siedzącego przy nim BJ’a.
–Ooookej… i co w związku z tobą? – Zawahał się chwilę marszcząc brwi z powagą. – Nie jesteś chyba kurwa chory czy jakieś podobne świństwo…?
–Nie! – Tony parsknął ironicznie. Zaskoczony tokiem rozumowania i troską w głosie przyjaciela. O ile to by było łatwiejsze gdyby był po prostu chory. Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach łokcie opierając o swoje kościste kolana. Nie miał sił patrzeć na niego. – … jesteśmy takimi na serio dobrymi przyjaciółmi, prawda?
–Eeee… nooo…– odparł BJ ostrożnie. Nie bardzo wiedząc, do czego ma się to pytanie odnosić…
–Wiesz takimi, co mogą sobie powiedzieć wszystko…
–Noo…
–Prawdziwa przyjaźń polega na akceptacji drugiej osoby takiej, jaka jest…
–Dobra kumam, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy na serio dobrymi, ‘prawdziwymi’ przyjaciółmi. O co z tymi wszystkimi pytaniami chodzi? – BJ czuł, że i ciśnienie i strach ściskają jego wnętrzności. Tony miał zamiar spuścić mu na kolana jakąś bombę i nie był pewien czy chciał wiedzieć, o co chodziło.
Tony spojrzał na niego lekko błyszczącymi szarymi oczyma. BJ mógł przysiąc, że wyglądał jakby miał zamiar się rozpłakać. Miał jak jasna cholera nadzieję, że nie. Nie miał pojęcia, co w takiej sytuacji zrobić. Zawsze pogodny i wyluzowany Tony był łatwy w obsłudze. Ten zestresowany, jakby wystraszony… już nie za bardzo…
–Co jeśli nie wszystko jest zawsze takie jak nam się wydaje? Co jeśli okazuje się, że ktoś… nie wiem? Nie ujawnia wszystkich swoich tajemnic? Czy ‘prawdziwa’ przyjaźń ma miejsce dla wyrozumiałości? – Spytał tak cicho, że BJ niemal musiał pochylić się w jego stronę, aby go w ogóle usłyszeć.
–Najprościej będzie, jeśli powiesz po prostu, o co ci chodzi i wtedy zadecydujemy, co dalej…– BJ wybrał najbardziej neutralną odpowiedź, jaką udało mu się wymyślić, albo przynajmniej tak mu się wydawało. Tony jednak wyskoczył jak na sprężynie i ruszył do drzwi niemal uciekając.
–Sorry, nie mogę, po prostu nie mogę. – Wyjąkał nie obracając się. – Jak powiem już będzie za późno na cokolwiek. Żeby wszystko naprawić…
Wybiegł z mieszkania BJ’a z hukiem, pozostawiając stojącego mężczyznę na środku saloniku z szczęką na wysokości kolan.
Anthony, który niemal nigdy nie kl
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora