...po porostu przyjaciele... (1)
BJ’a z całych sił a przynajmniej na ile pozwalały mu potłuczone żebra i niemal się na nim uwiesił. – Idziemy na kanapę pogadać, bo mam dość tej niepewności.
BJ obawiał się tej rozmowy jak ognia. Zwłaszcza z Tonym na lekkim odlocie. Może zaśnie? Kiedy usiedli Tony celowo przysunął się jak blisko się dało. BJ z trudem mógł przełknąć a co tu dopiero skonstruować jakąś logiczną myśl. Jak miał sobie poradzić w tej sytuacji? Co robić?
–Wiem, o czym sobie tam tak kombinujesz w tej swojej kudłatej łepetynie. Z tym, że to już nie działa w ten sam sposób. Ja nie działam w ten sam sposób…
–Tony…
–Tony, co? Wyduś to z siebie.
Cisza. BJ nie miał pojęcia, co powiedzieć. Wiedział tylko, że nie chce, aby Tony zniknął z jego życia.
–Tak myślałem. – Tony stwierdził w końcu po odczekaniu stosownie długiej chwili. Na szczęście piguły go znieczulały wewnątrz i na zewnątrz.
–Nie. To znaczy mam na myśli, że…
Tony spojrzał na niego wyczekująco. BJ miał ochotę wrzeszczeć z frustracji.
–OK. Zróbmy tak. Czego ty chcesz Tony?
Zaskoczony mężczyzna zmarszczył na chwilę brwi, po czym rozpromienił się jak Bożonarodzeniowe drzewko. Jak kiedyś…
–To bardzo proste. Ciebie chce. To chyba oczywiste? Kocham cię na litość boską.
–Eee…
–A czego się spodziewałeś? Że będę udawać? Kłamać?
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora