...po porostu przyjaciele... (1)
rzeglądarkę i miał ochotę walić głową w stolik.
Co teraz? Co teraz? Co do cholery teraz!?
Tony, to był… Tony. Przyjaciel. Jego jasny punkt każdego ponurego pieprzonego dnia. Kiedy uratował chudego szczyla przez skopaniem mu tyłka, nigdy sobie nie wyobrażał, że ten przylgnie do niego jak nalepka. BJ parsknął pod nosem śmiechem na wspomnienie jego wyglądu, jako nastolatka. Ręce i nogi i to nie zawsze współpracujące ze sobą. Non stop się potykał, wpadając na wszystko. W końcu BJ niemal odruchowo chodził tuż przy nim i go łapał. Może to było celowo? Nie! Tak! Może…
Czy to ma znaczenie? Nigdy nie uderzał do niego. Nie robił nie przyzwoitych gestów czy aluzji. Wręcz był skromny, nieśmiały i lekko pruderyjny. Żarty BJ niemal go drażniły, onieśmielały. Jego zazwyczaj blada twarz pałała wszelkimi odcieniami czerwieni.
Jezu! Jak to wszystko się stało? Czemu? Co miał zrobić z jego …wyznaniem? To tłumaczyło jego dziwne zachowanie dziś. Jego blednącą i czerwieniejącą się twarz. Drżące dłonie i ucieczkę.
Ze złością i nerwami wziął komórkę i zadzwonił. Chciał odpowiedzi? Musiał zadać pytania…
Dokładnie jeden sygnał później Tony odebrał, ale nie odezwał się ani słowem. Serce BJ utkwiło mu w gardle. Odchrząkując wydał polecenie.
–Masz pół godziny, aby się tu zjawić. Po tym czasie ja stawię się u ciebie…– rozłączył się nie czekając na odpowiedź.
Nie wiedział jeszcze, co powie mu ani nawet jak zareaguje na jego widok. Wiedział natomiast, że na gwałt potrzebuje kawy. Choć preferowałby whisky, albo trzy.
Nie pójdę, nie mogę, nie dam rady – Tony powtarzał jak mantrę w głowie. Nawet, kiedy próbował zmyć z twarzy ślady łez i rozpaczy. Nie dało to nic. – Jak żałośnie wygląda. Czy nie może pozbierać się i wziąć w garść?
BJ jak nic chce mu nakopać do tyłka i wcale go za to nie winił. Myśl jednak, że to może być koniec sprawiała, że żałować własnej głupoty jak jeszcze niczego w życiu. Powinien był trzymać język za zębami. Cieszyć się, co miał. Teraz zostanie sam i to jego własna wina.
Nie zdołał zapukać do drzwi, bo otwarły się same. BJ stał na progu z miną, która sprawiła, że jego serce wsiąkło w podłogę. Przez boleśnie długą chwilę patrzyli na siebie jak para obcych sobie ludzi. Nie wiedząc, co powiedzieć ani jak zareagować.
BJ był wściekły. Na ślady łez na jego bladych policzkach, na strach czający się w jego oczach. Na gwałtowny, urywany oddech i na drżące dłonie. Jak mógł wyglądać - tak?
Co, bał się, że na niego naskoczy? Wybije mu zęby? Pobije go? Debil!
– Nie miałeś jaj, żeby mi powiedzieć prosto w twarz?– Wycedził w końcu przez do bólu zaciśnięte zęby. Blada twarz Tonego zbladła na ułamek sekundy, po czym poczerwieniała drastycznie. Mężczyzna wbił wzrok w podłogę.
–A ty byś miał?– Wyszeptał w końcu.
BJ zdecydował, że bezpieczniej będzie zignorować pytanie. Odpowiedz, jakiej by ‘mógł’ udzielić prawdopodobnie sprawiłaby, że już nigdy by nie potrafił sobie zaufać. Mocno i dość obcesowo wciągnął niestawiającego oporu Tonego do mieszkania. Po czym puścił go tak gwałtownie jak chwycił. Tony wyglądał jakby go zdzielił prosto w twarz.
–O co w tym wszystkim chodzi? – Najlepszą taktyką są proste pytania z prostymi odpowiedziami.
–Nie mogłem dłużej tego ukrywać. – Tony nadal unikał spojrzenia na niego. Drżące dłonie wcisnął w tylne kieszenie jego spodni. Nawet nogi mu drżały.
–Do tej pory jakoś nie miałeś kłopotu. – Palnął BJ bez zastanowienia.
–Miałem, gdybym nie miał, to bym nie ‘musiał’ ci powiedzieć.
– PO co?
–Jak to, po co? – Tony zachłysnął się niemal z zaskoczenia. Z niedowierzani
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora