Po 11: Nie bij
***
Benhur
Wiernie służyłem mojemu Panu. Latami ciągnąłem ciężki wóz, orałem pole, nosiłem Go na grzbiecie, lecz nigdy nie usłyszałem żadnego dobrego słowa czy chćby najdrobniejszej pochwały. Za to doskonale znam bat, kopniaki, krzyki i ten wstrętny smród wódki. Ze spuszczonym nisko łbem pracowałem. Czas płynął powoli, a ja popadłem w marazm.
Starzałem się...
W pewnym momencie zacząłem być balastem, bo nie byłem już taki sprawny ani szybki, dlatego postanowiono mnie sprzedać. Właściciel dostał za niezłą cenę. Odjeżdżając widziałem, jak stał pod sklepem w kolejce po kolejną flaszkę.
Podróż była długa i męcząca. Tylko dzięki temu, iż byliśmy stłoczeni w jedną masę jeszcze udawało mi się ustać na nogach, ale nie na długo... Potknąłem się i upadłem, a wtedy mój płomień został bezpowrotnie zdmuchnięty...
Agonia dobiegła końca. Nareszcie jestem wolny...
Istnieje wiele rodzajów przemocy, lecz na żadną z nich nie znajduję wytłumaczenia...