Po 11: Nie bij
Niestety niepostrzeżenie Nasza sielanka zamieniła się w koszmar. Patryk coraz później wracał z pracy i ewidentnie czuć było od Niego alkoholowe opary. Starałam się nie zwracać uwagi na odór ognistej wody. W ciszy wykonywałam, co do mnie należało. Usprawiedliwiałam Jego weekendowe eskapady z kolegami oraz niezliczone petensje. Wpajałam sobie, że ma stresującą pracę, dlatego jest taki sfustrowany i potrzebuje chwili relaksu, jednak stawałam się z dnia na dzień smutniejsza... Nie robiłam wyrzutów, przestałam mieć pretensje czy jakiekolwiek oczekiwania, ponieważ moje skargi rozjuszały tylko upojonego kochanka. Znosiłam w milczeniu Jego pijackie obelgi oraz zniewagi. Jeszcze do niedawna próbowałam walczyć i stawiać się, lecz bunt niczego nie zmienił, a przyniósł pierwszy policzek.
Wtedy poznałam, jak wygląda strach... Przepraszał. Obiecywał poprawę. Darowałam mu, ale był to zaledwie wstęp do późniejszych wydarzeń. Razy przybierały na częstotliwości oraz sile. Nie dało się już zamalować czy zatuszować śladów powszedniego horroru. Obwiniałam siebie za zbyt wyzywający strój czy makijaż lub nie dopełnienie czegoś, co miałam zrobić. W swojej osobie widziałam problem. Nie żaliłam się ani nie skarżyłam, bo i komu. Przestałam też płakać. Zawieszona w próżni wiernie trwałam u boku bezwzględnego tyrana, który uczynił z mojego życia istne piekło.
Dlaczego godziłam się na taki los? Bo mówił: Kocham Cię? Bo byłam młodziutka? Bo obawiałam się samotności? Bo nie miałam dokąd wrócić? Wszystkie odpowiedzi są po części prawdziwe.
Resztkami sił spakowałam cały dobytek, z podłogi zebrałam zszargane resztki godności i bez słowa odeszłam. Raz na zawsze zamykając rozdział pod tytułem i żyli długo i szczęsliwie...
***
Aldona
Staż w ogromnej farmaceutycznej korporacji był spełnieniem moich marzeń, ponieważ zaraz po ukończeniu studiów gwarantował mi zatrudnienie w firmie. Byłam punktualna i pomocna. Sumiennie wykonywałam powierzone zadania. Skrupulatnie notowałam bezcenne rady starszych współpracowników oraz przełożonych. Przychodziłam pierwsza i wychodziłam ostatnia z biura. Liczyłam, iż moje zaangażowanie oraz poświęcenie zapewnią mi pozytwyną rekomendację. W tym jednym się nie pomyliłam, lecz wszsytko inne wywróciło do góry nogami.
Zaciekawienie oraz adroracja jest miła, aczkolwiek na dłuższą metę stała się uciążliwa i męcząca. Lubieżne spojrzenia oraz niekończące się seksualne podteksty raniły mnie, ponieważ w branży nie traktowano poważnie moich umiejętności. Czułam się, jak klaczka na wybiegu, a nie pełnoprawny, wartościowy pracownik. Na docinki oodpowiadałam ciętymi ripostami, niestety nawet to nie ostudzało entuzjazmu kolegów. Afronty stawały się śmielsze i coaz bardziej nachalne.
Na zmiane miejsca zatrudnienia chwilowo nie mogłam sobie pozwolić, dlatego męczyłam się, ale nie chciałam się poddać. Nie opowiadałam również o swoich kłopotach, ale sprawy zaczęły przybierać niebezpieczny obrót. Andrzej szybko od słów przeszedł do czynów. Wydawało mu się, iż uwiedzie mnie subtelnymi gestami, kwiatami, przelotnym dotykiem dłoni. Jego zachowanie taktowałam, jak nieszkodliwy flit, zabawę, ale niewinne igraszki ewoluowały w jednoznaczną propozycję. Ofertę nie do odrzucenia. Chorendalnie wysokie zarobki w zamian za moje ciało oraz towarzystwo. Abstrakcyjny pomysł, dlatego zaraz z końcem miesiąca zdecydowałam się odejść.
Po tej historii moja wiara w ludzką dobroć czy bezinteresowność została bezpowrotnie zachwiana. Wszędzie dopatruję się podstępu. Dookoła widzę fałsz, ułudę oraz hipokryzję. Boję się ludzi ich oszustw i kłamstw. Zamknęła się, w domu, by w samotności leczyć rany po porażce...