Plaża

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

A ta na pewno czyta, mogę się założyć. I niewiele gada. Gdyby nie zakrywała się sukienką, zerknąłbym, czy to na pewno baba. Ma cycki, więc raczej na pewno.

I nie wydaje się już taka brzydka.

– Życzy pani sobie pierś z kurczaka czy kiełbasę?

– Kiełbasę.

– A może najpierw pierś, a potem kiełbasę? Ja tak zrobię, polecam.

– Więc poproszę tak samo, ale w mniejszych porcjach oczywiście.

– Się robi.

Myję mięso, nadziewam porcje i posypuję lekko przyprawą. Wbijam kije w piach i pochylam nad żar. Zerkam, czy pani ma jeszcze wino w kubku i siadam na swoim miejscu.

– Teraz musimy tylko czekać – mówię.

– Na spektakl. Kolacja przy zachodzie słońca. O tym nie śniłam.

– Na ten finał dnia właśnie czekam. Spektakl, ładnie powiedziane.

– Trudno o większe piękno.

Uśmiecham się, ciężko się nie zgodzić.

– W blasku tego spektaklu wszystko wydaje się piękniejsze – mówię.

– O tak, pan też to widzi? – Odwraca głowę i patrzy na mnie.

– Jak można nie widzieć.

– A jednak wielu ludzi tego nie zauważa, nie chce wręcz. Słońce już zaczyna zmieniać kolor wszystkiego, pan też się zmienia.

Nie wiem, o czym gadamy, ale niesamowicie podoba mi się ta rozmowa. Kiedy patrzę jak mówi, wydaje się coraz ładniejsza. Jakby słowa płynące z jej ust były kosmetykami, a ona robi sobie nimi makijaż. Najpierw piękne stają się usta. Fajny ma głos, delikatny i bardzo kobiecy.

I to nie przez wino zaczyna mi się podobać. Mam mocną głowę i wcale nie czuję, że wypiłem.

Słońce szykuje się do zachodu, niebo zaczyna płonąć. Plaża i my robimy się pomarańczowi.

– Jeszcze wina? – pytam.

– Poproszę.

Dolewam. Jestem ciekaw, kim ona jest, skąd pochodzi, czy mieszka w okolicy? I o czym myśli.

– Pan już nie pije. Nie planuje pan zostać na noc?

– Planowałem się zbierać po zachodzie.

– Noc tutaj musi być piękna. – Patrzy w niebo.

– Na pewno. Pani chciałaby zostać?

– Sama bym się bała.

Mam ochotę zapytać, czy nie bałaby się zostać z nieznajomym. Przecież mogę być jakimś psychopatą.

– Z panem bym się nie bała – wypala.

– Przecież mnie pani nie zna.

– Trochę już znam. Mam nosa. Pan ma dobre serce. I dobrze panu z oczu patrzy.

Jej oczy stają się niesamowite. Od patrzenia na horyzont, na niebo? Absorbują piękno otoczenia, czy były takie cały czas, ale tego nie dostrzegałem?

– I miałam chwilę, żeby się panu przyjrzeć. Ktoś, kto tak reaguje na piękno, nie może być zły.

Najwidoczniej z zachwytu robiłem jakieś durne miny. Albo przez sen.

– Pani nie jest stąd?

– Jestem tu pierwszy raz.

No proszę.

– To tak jak ja.

Przynajmniej fizycznie. W wyobraźni i w snach byłem setki razy.

Kobieta nie odrywa wzroku od słońca, które zaraz dotknie horyzontu, ale już od dłuższej chwili dotyka jej twarzy. Sprawia, że nos, owal twarzy, ramiona, cała postać wydają się tym, za czym tak tęskniłem. Jakbym był mały i patrzył na mamę, która była całym światem, bezpieczeństwem, domem.

Pewnie zwyczajnie posrało mi się we łbie z tej tęsknoty.

– Jak to się stało, że pani tu jest?

– Przyjechałam samochodem – śmieje się ze mnie.

Dobra jest. Uśmiecham się i czekam. Dobrze wie, o co pytałem. Słońce prawie całe spadło za horyzont. Za chwilę pojawią się pierwsze gwiazdy, a zmysłowy taniec płomieni nabierze znaczenia i one przyciągną nasz wzrok.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04