Piernik Strike

Autor: MrMaldoror
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0


  W tym momencie szybki rozgląd po kwaterze. Na biurku pod wschodnią ścianą wirują w liliowej łunie książka kucharska z wierzchem wyszczerzonym i porcja bandaży. Dwa kroki falujące, chyc za asortyment, tomiszcze pod pachą na mord gotowe, w centrum widoku plamka celownika. Zakolebanie się pod drzwi, kucnięcie, zerk przez dziurkę od klucza, plama korytarza w czarnej pustce, z lewego krańca marnie ociosany D. idzie właśnie przez korytarz do sedesu. Parę sekund czekania jak znika po prawej i słychać skrzyp drzwi. Szelestem skradanym pod wc, orient czy ktoś z tyłu nie śledzi, tętno adrenaliny jak szarża husarii z oddali, głupio byłoby na samym starcie dostać w kręgosłup rakietnicą. Ponownie zerk przez dziurkę i gdy już wiadomo, że D. niechlujni deskę nie domknąwszy kabiny, z kopa w drzwi, hop do środka, plamką na czachę nim wróg porwie prostokątem dłoni za pistolet i strzał jedną kartką. Nieco paćkania po ścianach krwią, D. pada niezgrabnie i wtapia się torsem w kibel. Nim jeszcze całkiem się roznicestwi, koło jego truchła różowi się kapiszonówka, no to czemu nie, stąp stąp po giwerę. Dalsze zakrady przez korytarz, rozkołysanie że tylko na grzebieniu zagrać, husaria adrenaliny jakby przerzedzona, aż do apartamentu T. i C. Ucho przy drzwiach wysmarowanych markerem w azjatyckie litery, za nimi słychać japońskie dyskursy, reklamy makaronu, widocznie kolesie spółkują telewizyjnie. Kocim ruchem do pokoju, zalew karmazynu w przedsionku i granatu w salonie, kwadrat okna pośrodku widoku przecięty w połowie smugą światła z ekranu, program ryczy, przyspieszenie kroku bo nie trzeba w pełni cicho. Nierozważnie. Przed wstąpieniem do pokoju wybuch dwóch paczek śmietankowych czipsów pod nogą, T. i C. zastraszeni, instynktem samozachowawczym zrywają się z kanapy, T. kryje się na południowy zachód w kuchni i szuka oręża, C. od razu strzela serią popcornu. Pęd na przedsionek, spojrzenie zza węgła, prażone pęczki odstrzeliwują tynk ze ściany, smuga pyłu, nagle przerwa w ostrzale, dźwięk pakowania porcji amunicyjnej. Prędki wychył zza rogu, prędszy wycel wierzchem książki, dwa wystrzele na wpółoślep. Dopiero wtedy zonk, że C. bystrze skrył się za kanapą i ani myśli wyjść z tego okopu. Chwyt za parę kartek, ugniot w kulę i cisk czym szybciej. Grzmot, zgiełk, pierza poduszek po całym pokoju, obryzgane juchą strzępy kartek wyglądają jak cyrograf. Radość z fragu, utrata uwagi i wkroczenie do pokoju, stop pośrodku, trzy przykucnięcia nad rozpływającym się ciałem i nagle wstrząs, zamazanie widoku. Odwrót w tył a tam T., zbrojny w nadmuchiwany miecz świetlny, sposobi się na kolejny cios. Plackiem na ziemie i zachowanie głowy. T. jak kondor nad padliną, wykopuje książkę, chwyt za jego nogę i ciąg do siebie. Zaraz jak opadnie, dobycie kapiszonówki i pif paf po bebechu. T. po ustrzeleniu upada po raz drugi, tak jakby kapiszony odblokowały funkcję replay. Zebranie popcornu, miecza, tuż przed opuszczeniem apartamentu widok zeszytu zawieszonego u wyjścia. Nie wiadomo po diabła to tu, ale podejść nie zaszkodzi. Tup tup i już pogryzmolony.

  Drzwi otwierając się gderając i skrzypiąc, przysłaniając do połowy okno na wschodniej ścianie korytarza. 
  W kłębowiskach dymu wychodzi O. Sfinks wytatuowany na ramieniu, spodnie wojskowe podarte pod kolanami, czarne bryle a'la Leon Zawodowiec (albo Lennon John tudzież Harry Potter, ale to już byłoby głupie porównanie). Na dworze szarozielona ulewa i lśnią pioruny.
  Korytarz przed nim pusty pustką inną niż wcześniej. W oddali otwierają się drzwi z wydziarganym nad klamką chińskim znaczkiem, wypuszczając sploty czarnej mgły wypunktowane czerwonymi skrami.
  Z mroków wychodzi... a gdzie tam wychodzi, wcale nie wychodzi, nie wypływa, nie wyfruwa, tylko z mroków materializuje się P. jak jakiś Balrog, Diablo, czy inny Ganon. Białka bez źrenic są, infernalna aura jest, chórki złowieszczące po łacinie tyż są. Białkiem białkuje martwą białaczkę na śmiałka do spółki z Keffką na T-shircie.
  O. ripostuje wzrokiem badassa i wypluciem peta.
  Ścigany smugą, kiep trafia w centrum korytarza. Jak strzał rewolwerem lub zamach flagą w szachownicę, sygnał do startu. Kąpiel korytarza w bieli.
  W czarnych patrzałkach odbicie fresków z Mario i Luigim na suficie. O. stoi na okręgu areny, dokoła osiem kolumn. Z centrum sufitu wysuwa się łeb kondora i łypie na zawodników.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
MrMaldoror
Użytkownik - MrMaldoror

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2011-10-01 17:06:59