Pielgrzym: Część I - Pielgrzym wyrusza na północ
PIELGRZYM
Część I
Pielgrzym wyrusza na północ
Lecz pojawi się on – nie chłopiec już, ale jeszcze nie mężczyzna i poprowadzi on grupę śmiałków przeciwko siłom zła. Gdy pojawi się znak na niebie ów śmiałek wyruszy w pełną czyhającą go niebezpieczeństw podróż. Podróż ta będzie pielgrzymką jego życia i odmieni losy całego królestwa i wszystkich ludzi go zamieszkujących. A na jej końcu czekać go będzie śmierć lub zbawienie.
– przepowiednia Falkirka z Otulenu, Księga Pielgrzyma, Rozdział I
Świat ognia. Tak to później zapamięta. Szalejące wszędzie płomienie wypełniły mu teraz cały umysł. Pożar pochłaniał kolejne kwartały miasta, dom po domu powodując panikę wśród jego mieszkańców. On sam przyglądał się temu ze stoickim spokojem. Palące się belki oraz panujący dookoła chaos nie robił już na nim żadnego wrażenia. Nie tym razem. Tajemniczego przybysza, który nie wiedział, jakim cudem się tu znalazł interesowało, co innego.
Nie wiedział, kiedy to się zaczęło, ale wiedział, kto zaczął. Trójka zakapturzonych istot szła powoli głównym traktem niepokojona przez nikogo. Mieli oni na sobie długie czarne płaszcze, które aż nadto wyróżniały się wśród żarzących się płomieni. Podążał za nimi w oddali. Nie musiał unikać zwęglonych ciał, ponieważ to wszystko działo się w jego głowie. Szedł, zatem w milczeniu obserwując agonię Notredy – miasta, z którego pochodziła jego matka.
Trójka nieznajomych podpaliła ostatnie domostwa znajdujące się przy wejściu na główny plac miasta. Tam stała już pośpiesznie zebrana gwardia miejska, która uformowała czworobok. Prostokątne tarcze należące do gwardzistów przywarły do siebie tworząc z nich jednolitą ścianę nie do przebicia. Intruzi nie przejęli się jednak najwyraźniej pojawieniem się wojska. Ustawili się jeden przy drugim i stanęli bez ruchu. Po chwili podciągnęli bez ostrzeżenia swoje długie rękawy jakby mieli zamiar przeprowadzić kolejny atak.
Obserwator minął wyżej wymienioną trójkę i stanął z tyłu. Spojrzał za siebie. Z północnej stolicy nie zostanie kamień na kamieniu — pomyślał, gdy ujrzał zapadające się od ognia zabudowania. Niewielu udało się przed nimi uciec, a ci, co przeżyli byli zbyt zajęci ratowaniem reszty dobytku lub gaszeniem ognia. Obserwujący to wszystko człowiek wziął głęboki oddech. Poczuł w płucach ciepłe i ostre powietrze, pomimo, że była zimna i chłodna noc. Z daleka zaś, za placem usłyszał on echo dzwoniących na alarm dzwonów, krzyki ludzi i płacz dzieci.
Gdybym tylko naprawdę tu był — westchnął, ale nikt go nie mógł usłyszeć. Mógł tylko obserwować nadchodzącą rzeź. Nie musiał być wcale bystrym, by zauważyć przerażenie na twarzach zebranych żołnierzy. Nie musieli nic mówić. Domyślał się, czym to było spowodowane. Oni – magowie przecież już nie istnieli. Wszystkich jej użytkowników wytępiono po Wielkiej Wojnie w trakcie Czystki, od najstarszego po najmłodszych adeptów. Na tą myśl przełknął głośno. Tylko jemu udało się wtedy przeżyć. Miał wtedy zaledwie siedem lat i mimo, że minęły od tego momentu już całe dwie dekady nie potrafił o tym zapomnieć.
Jego rozmyślania o przeszłości przerwał dźwięk wystrzeliwanych strzał. Widział je dość dobrze w jasnym blasku płonącego miasta. Najpierw powędrowały wysoko, by nagle opaść w dół jak zaczarowane. Ale tutaj to, kto inny używał czarów i zaklęć.