Para rękawiczek część 2 - 7 lipca zakończenie
7 lipca
Spędzili w hotelu cały następny dzień. Wyjechali z Berlina późnym wieczorem po kolacji. Iwona nie wie czy robili jakieś przystanki po drodze. Spała. Obudziły ją promienie wschodzącego słońca, wpadające do samochodu, przez szybę.
„Jakim cudem udało mi się zasnąć?“
Wyjrzała przez okno. Ich samochód stał zaparkowany w jakiejś uliczce.
„Co to za miejscowość? Daleko jeszcze do domu?“ Iwona otworzyła drzwi i wyszła z samochodu. „Przejdę się, może się dowiem“. Iwona zabrała jeszcze torbę z aparatem i udała się sama na obchód. Eric spał za kierownicą, nie będzie go budzić po nocnej jeździe.
Przeszła się kawałek i weszła w kolejną uliczkę. Droga nie była już asfaltowa, były za to kocie łby. Iwona wyjęła aparat i zrobiła kilka zdjęć. Gdy tak spacerowała, co raz bardziej przekonywała się, że skądś zna te ulice. W końcu nogi doprowadziły ją do dużego placu, gdzie była, oczywiście, fontanna.
-Wrocław!- Iwona musiała wypowiedzieć tę nazwę na głos.
Wywołało to szeroki uśmiech na jej twarzy. W końcu znalazła się w miejscu, które znała! Iwona miała ochotę zakręcić się w miejscu z radości. I to zrobiła. Ale nie gwałtownie, żeby ludzie, którzy tu chodzą, nie wzięli jej za wariatkę. Powoli, z głową zadartą do góry i otwartą uśmiechniętą buzią, że niby zachwyca się okazałymi kamienicami, obróciła się dokoła.
Usiadła przy fontannie i zanurzyła dłonie w wodzie. Ich ruchem wywołała fale. Wyciągnęła prawą dłoń, wytarła o spodnie i chwyciła aparat, by zrobić zdjęcie. Gdy udało jej się uzyskać na fotografiach zamierzony efekt, wstała, by obejść rynek dookoła i sfotografować znajdujących się tu ludzi. Była młoda dziewczyna z walizką, starsza pani z zakupami, grupka Japończyków. Nie było natomiast chłopaków puszczających wielkie bańki mydlane swoim specjalnym sprzętem. Iwona, gdy była tu ostatnio, obserwowała, jak dzieci ganiały za ogromnymi kolorowymi bańkami i je rozbijały palcami, gdy udało im się dogonić i doskoczyć. Zrobiła wtedy wiele ciekawych ujęć. Chciała to powtórzyć, ale dziś niestety nie mogła.
„Jeszcze tu przyjadę“ pomyślała, uśmiechając się do siebie. Wiedziała, że to prawda.
Po godzinnym spacerze wróciła do samochodu. Przy nim natknęła się na Erica i Thoma. Byli zdenerwowani.
-Co się stało?- zapytała.
-Gdzie ty byłaś?- zapytał Eric z wyrzutem.
-Na spacerze, bo co?
-Myśleliśmy, że znowu cię ktoś porwał- powiedział Thom.
-Mogłaś zostawić jakąś informację czy coś! Nawet telefonu nie wzięłaś!- Eric nie krył oburzenia.
-Chłopie, uspokój się. Przecież jestem. Nie mogłeś pomyśleć, że poszłam na spacer?
-Sama? Trzeba było mnie obudzić!
-Przecież jechałeś pół nocy. Nie chciałam ci przeszkadzać w odpoczynku.
-Chrzanić to, że jechałem pół nocy. Ty nie masz się nigdzie sama ruszać! Masz być ze mną!
-Niby czemu mam wszędzie łazić z tobą? Jestem dorosła.
-Żeby cie znowu nikt nie porwał!
-Dobra, już dobra! Przecież jestem, nie? Powinienieś się cieszyć.
-Masz mi wiecej tego nie robić!
-Teraz to tobie przyda się spacer, żebyś się uspokoił- stwierdziła cierpko Iwona- Idź, tylko się nie zgub.
Eric popatrzał na nią jak na wariatkę.
-Nie patrz tak na mnie! Przerażasz mnie- powidziała.
-I dobrze- Eric odwócił się na pięcie i poszedł.
-Co mu jest?- zapytała Iwona Thoma.
-Ty sama wiesz najlepiej- odpowiedział.
Iwonie zrobiło się głupio. No ale przecież rozmawiali, że zostaną tylko przyjaciółmi. Czego on jeszcze chce?
-Eric, proszę cię- dogoniła go.
-Wiem, przepraszam, nie powinienem. Zapomnijmy o tym- szedł szybko, patrząc w ziemię.
„Matko kochana, ale cię wzięło. Serio aż tak na ciebie działam? Iwona myślała z niedowierzaniem.