Pan Szalony (cz.2)
ej twarzą. Pierwszą moją myślą było, że wzięła ona jakiś ukryty nóż i mają spełnić się moje obawy. Odruchowo zacząłem szukać wzrokiem czegoś, co nadawało by się na broń, albo chociaż do obrony.
- O co chodzi? - białowłosa zwróciła się do mnie. - Bez klucza tego nie otworzysz.
Na jej otwartej dłoni znajdował się mały, szary kluczyk.
- Dzięki – powiedziałem bez emocji i zacząłem wysuwać skrzynkę spod ławki.
- Ty mi nie ufasz. Widzę, jak patrzysz – spojrzałem na nią. Mówiąc to podeszła do mnie. – ale czego innego się spodziewać, pewnie na twoim miejscu sama bym sobie nie ufała. Ale słuchaj. Jakbym miała Ci coś zrobić, to dawno bym to zrobiła. Nie miała bym z tym pewnie żadnego problemu, jesteś strasznie wychudzony. I pewnie nie mówiła bym Ci o tych ubrania, z przemarzniętym łatwiej – mówiąc to przybrała bardzo poważny wyraz twarz. Z jakiegoś powodu czułem, że mówi prawdę, jednak zdrowy rozsądek kazał mieć się na baczności. Wysunąłem skrzynię. Jak wszystko tu pokryta była kurzem, z taką różnicą, że chodził po niej wielki, czarny pająk.
- O święci! Weź, zabierz to paskudztwo! - krzyknęła dziewczyna robiąc krok w tył z grymasem na twarzy – Aaa, no szybko! To idzie w moją stronę!
Mhhyahahaha – nie wytrzymałem – Ty... boisz się pająków? - z wielki rozbawieniem zadałem pytanie.
- Nie, nie boję się, ale zabierz to, bo jeszcze mnie ugryzie, albo co – śmiejąc się lekko podniosłem drewniane pudło, żeby później zrzucić je na pająka. Ten jej strach wydał mi się najbardziej wiarygodną rzeczą, jaką do tej pory zrobiła.
- I po problemie – powiedziałem z uśmiechem. - Możesz się trochę cofnąć? - Ze zdziwieniem an twarzy spełniła prośbę. Otworzyłem skrzynię i wyciągnąłem c o ś, co leżało na wierzchu. Przyjrzałem się temu. Przypominało górę od japońskiego kimono, tylko bez tych szerokich rękawów. W fioletowe paski i okropnie wielkie. Następną rzeczą (ku mojej uciesze) były materiałowe spodnie. Ten cały kapłan to musiał być dość szeroki człowiek.
- Ej – zwróciłem się do dziewczyny opartą o ścianę. Kiedy na mnie spojrzała, doszedłem do wniosku, że nie wiem, o co mam zapytać. Dziwne książki? Lata na drodze? Droga do miasta? A może po prostu jakiś cel życia? Nic nie wiem...
- Ułatwię Ci sprawę – westchnęła – jeśli oddasz mi mój kyanvilo, to wyjaśnię Ci wszystko, a później pójdę do domu. Oczywiście jeśli jeszcze stoi...
Wcześniej wspomniany „uśmiech dobrego pomysłu” wstąpił na moją twarz.
- Ooo, więc masz gdzieś w pobliżu dom? Normalny, czy pełen fos, pajęczyn i kamiennych grobów?
- Do czego zmierzasz? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ja mam coś twojego i nic swojego. Brak pieniędzy, poczucia kierunku i jakiejkolwiek wiedzy o tym miejscu. Do tego to co mam, jest dla ciebie ważne, więc chyba nie będzie problemu jeśli wymienię to na informacje i kilka noclegów, co? - Hehe, wyszło lepiej niż sądziłem. Jak dobrze pójdzie, to wszystko przemyślę na spokojnie. W mieszkaniu.
- Niech będzie. W końcu jestem Ci coś dłużna, a w domu akurat zwolniło mi się miejsce. No, ubieraj się! - jej słowa nawet mnie zaskoczyły. Sądziłem, że będzie się migała.
- Ok, jeszcze jedno...
- Na więcej żądań się nie zgadzam!
- Dobra, nie proszę. Ale jak masz na imię? Ja jestem Kacper.
- Kacper? Nie obraź się, ale to imię bardzo dziwnie brzmi.
- Wiem, też go nie lubię. J... - miałem właśnie wspomnieć o tej nowo poznanej ksywie, ale doszło do mnie, że jest ona jeszcze głupsza niż moje imię. Białowłosa pstrykn