Pan Szalony (cz.2)
>
- Nie zapociłem, poz... - chciałem dokończyć, ale pewna myśl mi przerwała – Ty... widziałaś jak tu szedłem? - tylko wtedy miałem ją pod pachą, więc nie ma innego wyjście.
- Tak, widziałam. Widziałam też, jak się tu znalazłeś... - po jej uśmieszku poznałem, że wpadła na jakiś pomysł. Ehhh, też się uśmiecham w podobny sposób.
- Jak? - zapytałem pełen obaw.
- Wiesz, nie ma nic za darmo. Informacje za książkę. - Ha! Miałem nadzieję, że to powie. Znaczy, że nie może mi grozić niczym innym. Chyba. Od razu poczułem się pewniej. Podniosłem ceglastą książkę do góry i zamachałem nią.
- Książka za informacje – powiedziałem z uśmiechem. Jak ktoś wie, na czym zależy drugiej osobie, bardzo łatwo jest odwrócić szantaż. Dziewczyna zmieszała się trochę. Tak, jakby dotychczasowa pewność siebie ją opuściła. I dobrze.
- Ale przecież na to samo wychodzi. Poza tym, mój kyanvilo, nie jest ci potrzebny, masz swój.
- Kian, co? Jaki mój? I nie, to nie to samo. Gdyby było po twojemu, mogłabyś zabrać to kijifo i uciec bez wyjaśnień. Masz dobre buty z tego co widzę. - dopiero kiedy to powiedziałem, tak na prawdę przyjrzałem się jej ubraniom. Miała na sobie długą, biała sukienkę, rozszerzającą się na dole i kończącą pojedyncza koronką. Musze przyznać, że nieźle podkreślała jej kształty. Do tego całkowicie niepasujące, brązowe buty traperskie, no chyba, że nie znam się na modzie.
- Hmm, dzięki. Ale widać, że nie wiesz gdzie twój „pamiętnik życia”, do tego nie potrafisz nawet dobrze wymówić tej nazwy. Z kąt ty się urwałeś? Wiem, że leżałeś na tej drodze dobre pięć lat, ale kyanvilo były na świecie chyba od zawsze... - przyjrzał mi się przechylając lekko głowę na bok. Ja poczułem, że mimowolnie robię bardzo głupią minę.
- Hej... Jakie pięć lat?
- Ty naprawdę jesteś bardzo zagubiony, co? - nie wiem, czy tylko mi się wydawało, czy nie, ale w jej głosie wykryłem jakby troskę. - Może najpierw zajmijmy się twoimi ubraniami, a raczej tym, co masz na sobie. Ważne, co teraz. Nie jest ci zimno? - jak tylko o tym wspomniała, poczułem dreszcz zimna na plecach.
- Haha, zapomniałem o tym. - teraz rozumiem, dlaczego na początku się śmiała. Nie licząc spodenek, które teraz mogłyby robić za bieliznę, siedziałem przed nią goły jak święty turecki. I jeszcze te moje „cudowne” włosy. Jak je wyczyszczę, to zgłoszę się do reklamy Schaumy.
- Zanim ta świątyni została opuszczona, kapłan zawsze trzymał swoje rzeczy w skrzyni pod ostatnią ławką. Z tego co pamiętam, miał tam też ubrania na zmianę - mimowolnie spojrzałem na pokazane przez nią miejsce. Rzeczywiście, pod ławką stała jakaś drewniana skrzynia. Wróciłem spojrzenie na dziewczynę. Dalej stała na tym samym miejscu co wtedy. Muszę być bardziej ostrożny. Możliwe, że pokazując mi to, chciała zdobyć moje zaufanie, a kiedy opuszczę gardę stanie się coś okropnego. Nie wiadomo jakie ona może mieć zamiary, ani kim być. W końcu każdy ma swoją „ciemną stronę”, wątpię, żeby bez powodu ktoś przytwierdził ją do tego kamienia. Istnieje także możliwość, że to ona jest „ta dobra”, i naprawdę była uwięziona bez powodu. Co robić...
- To jak? - wyrwała mnie z zamyślenia - skorzystasz?
- Chyba tak – podniosłem się z miejsca. Teraz zobaczyłem, jak grubą warstwą kurzu pokryta była ławka. Część z tej „warstwy” przykleiła się do mnie. Jedną ręką trzymając kjanfo tej dziewczyny, a drugą strzepując kurz z ciała podszedłem do ostatniego rzędu i przykląkłem. Kątem oka dalej obserwowałem dziewczyną. Schyliła się przy pierwszej ławce i bardzo możliwe, że odkleiła coś, co wcześniej było od spodu do niej przytwierdzone. Szybko się podniosłem i zwróciłem do ni