Pamiętnik podczłowieka przeklętego
30 Listopad 1958
Większość ludzi żyje za darmo. Pozostała część myśli, że żyje za darmo. Osoby nie potrafiące żyć na trzeźwo, płacą za każdą minutę życia. Kieliszek wódki – godzina życia. Działka morfiny – dzień życia. Papieros – kilka minut życia. Są na świecie osoby, uważające się za lepszych od innych. Tych innych nazywają często podludźmi. Ja nazywam osoby płacące za życie podludźmi. I sam jestem podczłowiekiem. Jestem podczłowiekiem także z innego względu. Jestem poetą. I to sprzedajnym poetą. Zacząłem pisać ten pamiętnik, bo chciałbym żeby zostało po mnie coś więcej niż propagandowe wiersze. A może po mojej śmierci, ten pamiętnik nie ujrzy światła dziennego, tak jak sterta wierszy, które nigdy nie zostaną opublikowane. A może wyślę go dla Niej...
Nie potrafiłbym się zabić. Nie boję się śmierci i umierania, jednak coś we mnie powstrzymuje mnie przed odebraniem sobie życia. Może dlatego wybrałem powolną destrukcję. Myślę, że umrę z przepicia. Albo przedawkuję. Albo Władzy bardzo nie spodoba się któryś z moich wierszy. Albo po prostu przestanę jeść, będę coraz słabszy i umrę. Ostatnio mam wstręt do jedzenia. Dziś, pierwszy raz przygotowywałem sobie posiłek z taką... nienawiścią. Patrzyłem na te jedzenie i czułem prawdziwy wstręt. Wyrzuciłem wszystko do kosza, nie miałem zamiaru wmuszać w siebie jedzenia.
Wizja śmierci, która najbardziej mnie przeraża, to taka, w której umieram stary, samotny i pijany. Miałem kiedyś kobietę mojego życia. Zostawiłem Ją i to był również największy błąd mojego życia. Zostawiłem ją, ponieważ miałem nadzieję, że z czasem przestanę ją kochać. Nie przestałem. Ja potrzebuję kobiety. Potrzebuję towarzyszki życia, która będzie ze mną na złe i na gorsze. O wiele lepiej się żyje, mając kogoś takiego. Wtedy, nieważne co złego się stało albo nieważnie jak źle będzie... Ta osoba dalej będzie przy tobie. Jako że jestem podczłowiekiem, potrzebuję takiej kobiety, by o mnie dbała. Pilnowałaby żebym jadł, żebym nie pił za dużo, żebym poszedł do lekarza, kiedy jestem chory. Odkąd się z Nią rozstałem, nie potrafiłem sobie ułożyć życia z żadną kobietą. Nie wiem, czy to przez miłość do Marii, czy po prostu tylko Maria tolerowała mnie takiego jakim jestem.
Napisałem ostatnio wiersz o tym co we mnie siedzi i nie było to nic pięknego, więc nie zdziwiło mnie to, że się nie przyjął. Ludzie chcą pięknych wierszy, ładnych słów, motylków i śpiewających ptaszków. Moja poezja jest wulgarna. Moja poezja nie jest ładna. Moja poezja jest dokładnie taka, jaki jestem ja. „Nie mógłbyś napisać tego bez wulgaryzmów?” - pytają. Owszem, mógłbym. Ale wtedy to nie byłoby to samo. Wtedy, nie przekazałbym tego, co jest do przekazania. Mojej poezji nie da się również recytować, czy czytać na głos. To jest coś, co trzeba wykrzyczeć. Może po prostu wyprzedzam swoją epokę, i zostanę zrozumiany wiele lat po mojej śmierci.
Cały czas oczywiście mówię o wierszach pisanych dla siebie. Zarobkowo piszę wiersze ociekające propagandą. Piszę o wodzach rewolucji, o bohaterskiej, bratniej Armii Czerwonej, piszę jak to chłopi i robotnicy byli ciemiężeni w przeszłości przez kapitalistów. Na dodatek, piszę to dobrze. Czasem... na moment udaje mi się uwierzyć w to wszystko, wmówić to sobie. Wtedy to, kiedy człowiek pisze z pasją, wierząc w to co pisze, wychodzą perełki. Brzydzę się sobą, że to robię, jednak nie mam pojęcia co innego mógłbym w życiu robić. Brzydzę się również tych wierszy. Brzydzę się propagandy.