Pamiętnik podczłowieka przeklętego
W celi miał tylko kibel. I ten kibel nie służył wyłącznie do potrzeb fizjologicznych. Musiał w nim również się myć i prać ubranie. I tak przez kilka lat. Mówił też o krzykach bitych kobiet. Nienawidzę tego. Nie tylko krzyk kobiecy mam tu na myśli, lecz płacz też. Nie jestem jakiś wrażliwy, czy coś. PO PROSTU, jest to dla mnie rzecz nie do zniesienia. Nawet siedząc w kinie, jeśli na prezentowanym filmie jakiś babsztyl, niezależnie od wieku, zaczyna ryczeć, wychodzę.
Żyję w państwie policyjnym. Nic dziwnego, że się boję. Wszyscy się boją. Winni jak i niewinni. A ja się boję najbardziej. Jak karaluch wczołguję się, w choćby najmniejszą szczelinę, uciekając przed butem, który chce mnie zmiażdżyć.
14 Grudzień 1958
Upiłem się dziś, w knajpie ze znajomymi. Upiłem się jak szmata. Choć oni już się rozeszli do domów, dla mnie to był dopiero początek samoupodlenia. Idąc do domu, zaczepiałem ludzi na ulicy. Co do ładniejszych kobiet, wyskakiwałem z prostackimi odzywkami i propozycjami. Nie wiedziały, że to tylko gra. Że nie jestem burakiem, tylko WRAŻLIWYM POETĄ. Zostałem zbywany milczeniem, bądź krótkim „goń się”. Tak, tak, paniusiu. A potem chwal się koleżankom, jak to zaczepiają cię faceci na ulicy.
Osoba czytająca ten pamiętnik, pewnie się teraz zastanawia, czy nie obawiałem się, że dostanę łomot. Nie. Ja szczerze liczyłem, że dostanę łomot. Raz na jakiś czas, można dostać. Tak dla zdrowia. Zaczepiałem więc wszystkich. Starych i młodych. Pijanych i trzeźwych. Inteligentów i robotników. Jakoś nikt się nie kwapił, by dać temu śmieciowi (znaczy się mi) wycisk, na który w pełni zasłużył. Nie zasłużył wyzwiskami i zaczepianiem ludzi, o nie nie nie. Zasłużył na to swoją podłą, żałosną egzystencją. Tym, że oddycha tym samym powietrzem, co przyzwoici ludzie. Tym, że żyje w tym przyzwoitym kraju. Kurwa, jakim cudem jeszcze mnie nie wysłali do komory gazowej?
Myślę, że dostawałem tylko wyzwiska i groźby, zamiast wpierdolu, ponieważ był biały dzień, niewiele po południu, a milicja by nie pytała, kto zaczął bójkę. A może to przez szaleństwo w oczach? Takie „trzymaj się z dala od tego człowieka, bo cię zabije nie bacząc na konsekwencje”.
Doszedłbym w końcu do domu, świat mógłby odetchnąć, i nikomu nie stałaby się krzywda, gdyby nie on. I ona.
Szedł sobie młody studenciak. Szedł sobie i cieszył się życiem, a piękna blondyna wczepiona w jego ramię cieszyła się jego obecnością. Już niedługo potrwa ich beztroski, popołudniowy spacer. To normalne, że zawsze nachodziła mnie fala nienawiści, gdy widziałem szczęśliwe, zakochane pary. Chciałem mieć, to samo co oni. Ale nie miałem. Z czystej, głupiej, ludzkiej zazdrości, życzyłem im wszystkiego najgorszego.
Ale dzisiaj nie skończy się na pobożnych życzeniach. Tak był w nią wpatrzony, że nawet mnie nie zauważył. Tak bardzo zakochany. Jego nos gruchnął pod moją pięścią. Kilka kropel krwi wylądowało na jej kurtce. Jako że wciąż stał, otrzymał kopniak w brzuch, który go powalił. Wtedy usiadłem na jego klatce piersiowej i tłukłem go pięściami po twarzy. Całkiem przystojnej twarzy. Właśnie niszczyłem coś pięknego, i podobało mi się to. Ten człowiek, ten chłopak, nie był wcale winny tego, że kiedyś inny młody, przystojny chłopak został zniszczony i do dzisiaj się nie pozbierał. Ale co mi tam. Odpowiedzialność zbiorowa. W końcu był częścią społeczeństwa, a to między innymi społeczeństwo ukształtowało mnie. Jestem kreaturą tej epoki. Zbrodniczym eksperymentem na człowieku. Spójrzcie na mnie. Nieszczęśliwy psychiczny i fizyczny wrak, niszczący i nienawidzący tego co piękne i dobre.