Ostatnia Wigilia
-Cześć mała! Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknię. Chyba nigdy nie wybaczę sobie tego, że nie zginąłem razem z tobą - mówił zdławionym głosem Ben - nie byłbyś tak samotna, zwłaszcza w Wigilię. Tak bardzo bym chciał, żebyś żyła i odwiedziła nas, mnie i rodziców. Nie zostawiaj nas bez nadziei! Nie rób nam tego kochanie! Mam wyobrażenie jak bardzo źle musisz się czuć! Cholera! Jak to pusto brzmi! Oh, gdybyś tak mogła wstać z tej ohydnej, pokrytej mchem mogiły, choćby na chwilę!
Co za głupota, pomyślał Ben. Stoję tu i gadam do siostry w grobie, jakby jeszcze słuchała i wiedziała co mówię. Wsadził ręce głęboko do kieszeni i usłyszał szelest papieru. Zdziwiony wyjął kartkę z kieszeni. To był portret Ellie, takiej tragicznej, a jednocześnie takiej pięknej! Poruszony dziwnym impulsem położył swoją pracę na grobowcu, tuż obok dużego, czerwonego znicza w kształcie serca. Zrezygnowany odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Łzy ciekły mu po policzkach prawdziwą fontanną. Znów miał przed oczami Ellie leżącą bez życia na szosie w kałuży krwi. W uszach dźwięczał mu szloch matki i siarczyste przekleństwa taty. Szlochając, nie słyszał przerażającego zgrzytu czegoś nieludzkiego na powierzchni idealnie gładkiego, białego marmuru.
Wiatr zawodził i gwizdał, gdy na białej płycie pojawiły się słowa:
„DLA CIEBIE WSZYTSKO BEN”.
Nikt żywy nie widział zgarbionej postaci, która, kilka godzin później, zataczając się wychodziła z bramy cmentarnej. Jedynie puste oczy czarnego anioła patrzyły za dziwną sylwetką. Ledwo postać przekroczyła bramę, anioł upuścił krzyż, który trzymał od dziesięcioleci. Rysunek Bena migał w ciemnościach, zupełnie jakby jakaś dłoń ciągle go obracała.
***
Wieczór okrywał Jerusalem ciemnym całunem, gdy Susan Marsten nakrywała stół na wieczerzę wigilijną. Odruchowo nakryła też dla Elizabeth. Tom widział jej czerwone, zapuchnięte oczy i uznał, że nie będzie wyprowadzał jej z błędu. Kiedy spojrzeli na siebie, oboje przywołali na twarze