Ostatni dołek
Wszedłem do pomieszczenia, które było wręcz przesączone brudnym seksem. Ale takim, o jakim nawet nie śniliście. Takim, o jakim wstydzicie się nawet pomyśleć. Na ścianach widoczne były ślady po świeżo zdjętych obrazach. Przeraziła mnie regularność odstępów pomiędzy nimi i brak różnic wielkości. Wszystko wydawało się jakieś takie sztuczne i… nagłe. Tak… chyba lepszego określenia nie wymyślę. Z sufitów zwieszały się łańcuchy, oblepione lepką substancją, niektóre zakończone hakami. Jedyne okno, zresztą starannie zabite, łypało porozumiewawczo pośród odartych z tynku cegieł. Ten widok przywołał skojarzenie świeżo podbitego oka, zapuchniętego z każdej strony. Wszystko wokół było w stanie rozpadu. Zarówno moralnego, jak i fizycznego. Podłoga wiła się bezwstydnie pod moimi stopami, szczerząc nagie, dębowe deski. Przystanąłem na chwilę, by sięgnąć do kieszeni spodni. Wyciągnąłem z niej pomięty świstek papieru. Właściwie przypominał on paragon, wydrukowany wyjątkowo niespotykaną czcionką. Spróbowałem się zastanowić, od kiedy błądzę po tym opuszczonym budynku. Wniosek, do którego doszedłem, przyprawił mnie niemalże o skręt kiszek. Przypomniałem sobie, że w ostatnim pomieszczeniu, jakie odwiedziłem, znalazłem zwierciadło. To, co się w nim odbijało, wcale nie pomagało spokojnie pozbierać myśli. Mam teraz wychudzoną, dziką twarz o ziemistej cerze. Moje włosy stały się nieokreślonego koloru strąkami, a oczy podkreślają ciemne pierścienie. Koszula również nie przypomina koszuli, wisi za to w strzępach na moich (stracha na wróble!) ramionach. Ze świstka znalezionego na toaletce pod lustrem, dowiedziałem się, że niebawem mogę odnaleźć mydło, brzytwę, świeże ubranie i wodę. Ale oczywiście trzeba będzie trochę się pomęczyć. Jakby tego było mało. Po wyglądzie wnioskując, znajdowałem się w Labiryncie jakieś trzy miesiące. Czasami udawało się, idąc za wskazówkami rozlokowanymi w różnych miejscach, trafić na jakieś jedzenie, lub nawet materac. Nazwałem to miejsce Labiryntem, choć w labiryntach panują jakieś stałe zasady. Tu natomiast, nawet stworzenie mapy nie miało sensu. Odniosłem wrażenie, (gdzieś tak po miesiącu błądzenia) że albo zmysły mi szaleją w gorączce, albo faktycznie miejsce to żyje i zmienia się z chwili na chwilę. Nie sposób za nim nadążyć. Tu, gdzie teraz się znajduję, wiszą gdzieniegdzie tiulowe zasłonki w agresywnych odcieniach czerwieni i różu. Jak wszystko inne, są stare i zniszczone. A mimo to nie mogę się pozbyć wrażenia, że ktoś przed momentem korzystał jeszcze z tego pokoju. Coś unosi się w powietrzu. Gdyby tak wysilić uszy, można pewnie usłyszeć jeszcze wyuzdany szczebiot i gromkie pokrzykiwania. Ścianę po mojej prawej, na wysokości wzroku zajmują średniej wielkości haki; widzę, że do niektórych z nich zamocowano sparciałe, skórzane opaski. O mało nie upadłem. Odezwała się moja specjalność- Widzenie. To uciążliwe, szczególnie, gdy się bada miejsce o tak bogatej i chaotycznej przeszłości. Gdy tylko nawiążę kontakt z jakimś miejscem, zaczynam rozumieć, jakim językiem mówi. Wtedy zacierają się w moim odbiorze kryteria logiki. Zmysły szaleją, zapominając na przykład o upływie czasu. Odbiór jest bardzo intensywny, tak, jakby wspomnienia ożyły, nie przejmując się mną, stojącym w oku cyklonu. Może dlatego znalazłem się w tej grze? Większość czasu, obok walki o przetrwanie, zajmują mi próby znalezienia odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Sądzę, że to również w pewien sposób one mogą mi one pomóc w ujściu z życiem. Wracając do tego, co właśnie się stało- zachwiałem się srogo, kiedy moje zmysły zostały zaatakowane przez wydarzenia ostatnich lat. Wydarzenia, które zagnieździły się już na dobre w Czerwonym Pokoju, jak go nazwałem. Najpierw usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i odgłosy wyjątkowo gwałtownej kł