Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XII
ów. Spojrzeli po sobie - najwidoczniej nie spodziewali się, że detektyw nie przyjdzie sam. Przechodnie przyglądali im się z ciekawością. Nie codziennie mieli okazję widzieć tylu mężczyzn ubranych służbowo, przedstawicieli prawa na cmentarzu. Najbardziej jednak przyglądali się ubranemu w uniform detektywowi i jego, ubranej w długą, czarną obszytą cekinami suknię towarzyszce. - Nie rozmyślił się Pan? - zapytał ten sam Strażnik, z którym wcześniej rozmawiał Mothman. W tej samej chwili usłyszeli bijące dzwony i lament kobiet. - Nie. Chcę zobaczyć ciało Julie James. - Dobrze ale nie sądzę, żeby Pani... - Ta Pani to moja żona i także ma prawo je obejrzeć. - Agnes Mothman - przedstawiła się. - Zmarła dziewczyna była moją znajomą. Do ich uszu cały czas dobiegało monotonne bicie dzwonów. - Czyj pogrzeb mamy dzisiaj? - zapytała niby od niechcenia. - Jakiegoś księdza Hugona, czy kogoś tam - z lekceważeniem odpowiedział jeden ze Strażników. Słysząc to Agnes uszczypnęła męża w rękę. Na szczęście nikt tego nie zauważył a detektyw nie dał po sobie niczego poznać. - Dobrze, skoro mają Państwo tak silne nerwy. Podnieście płytę. - rozkazał Strażnik z tajemniczą runą na ramieniu, patrząc zimno w oczy Mothmanowi. Te jego oczy mówiły jedno: Pamiętaj, że Cię ostrzegałem. Pozostali stróże prawa bez słowa chwycili mosiężne obręcze, przymocowane do boków płyty, podnieśli ją z niemałym wysiłkiem i położyli na ziemi obok grobowca. John zajrzał do środka i nic się nie odezwał ale Agnes nie potrafiła ukryć swego zdziwienia i krzyknęła z zaskoczenia. Grobowiec był pusty. Strażnicy także milczeli zmieszani. - Gdzie jest ciało? - zapytał detektyw. - Nie wiem - odpowiedział Strażnik z runą. - Może poszło na spacer. Nikt się nie zaśmiał z jego złośliwości. - Jeszcze się spotkamy - powiedział Mothman i odwrócił się od pustego grobu. - Z pewnością - odpowiedział Strażnik. Lady M. bez słowa podążyła za odchodzącym mężem. Wyczuwała jego złość i tylko się do niego przytuliła. John, nic się nie odzywając skierował się w stronę, z której dobiegał ich dźwięk dzwonów. - To była koleżanka Mary - powiedziała celem wyjaśnienia ale odpowiedziało jej jego milczenie. Gdy zbliżyli się do miejsca pogrzebu księdza trwała już mowa pożegnalna. Małżeństwo Mothmanów dobrze widziało ubraną z mnisi habit kobietę. Mówiła silnym, pewnym głosem. John był pewny, że zna skądś ten głos i tę kobietę ale nie wiedział skąd. Może rozpoznałby ja gdyby zobaczył jej twarz, ale była dobrze ukryta pod kapturem. Nie mógł też się do niej zbliżyć. Widział ją tylko dlatego, że stali na nasypie z ziemi. Przed nimi natomiast stał tłum płaczących zakonnic i wiernych. - Nasz Ojciec Hugon, człowiek niezłomnej siły i wiary w nas - maluczkich, odchodzi dzisiaj od nas nie z wyroku Najwyższego ale tych, których kochał. Wszyscyśmy znali jego dobro. Przygarniał każdą zagubioną, potrzebującą pomocy duszę. Dał temu wyraz nawet ostatnio, dając schronienie młodej dziewczynie, naszej siostrze w cierpieniu, Nikki M. i wierzę, że gdziekolwiek ona się teraz znajduje, modli się za niego i dziękuje mu za opiekę. Tak i my teraz pomódlmy się, żeby Przepowiednia dopełniła się i pojawił się oczekiwany przez nas mąż; żeby wykrył innych tej haniebnej zbrodni i zdjął klątwę z naszej doliny. Po tych słowach kobieta spojrzała w stronę Johna i Agnes, i wtopiła się w tłum wiernych. Detektyw i Lady M. zaczęli przepychać się między ludźmi ale nigdzie nie znaleźli tajemniczej kobiety. Ze spuszczonymi głowami opuścili cmentarz. - Myślisz o tym samym co ja? - zapytał Mothman. - Był proboszczem Klasztoru St. Mary - odpowiedziała Agnes. Wsiedli do dorożki. Wiedzieli już gdzie mają szukać. **** Przywieźli go pod sam dom. - Poczekamy tu na Pana - powiedział jeden z Guardianów, gdy Pierre Poitos wyskakiwał z dorożki. - To może chwilę potrwać. - Poczekamy, doktorze. Poitos nie odwracając się za siebie wszedł do kamienicy. W szczelinie drzwi zobaczył zaadresowaną na siebie kopertę. Szybko wszedł do mieszkania