Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część XI
biście jutro wyśle ten list. Widocznie Nikki o nim zapomniała. Zakonnica wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. *** Mothman zastanawiał się gdzie jest Nikki. Wierzył, że Bóg ma ją w swojej opiece i, że nic się jej nie stało. Gdyby było inaczej to z pewnością byłoby o tym głośno w całej dolinie. Tutaj wieści o morderstwach roznoszą się lotem błyskawicy. Minęły już trzy dni odkąd wyjechali z rodzinnego miasta. Czy ktoś ich szukał? A może Guadianie potrzebowali jego pomocy? Nadal nie wiedział kto i czego szukał w jego gabinecie. A może wszyscy już o nim zapomnieli? Zapadał kolejny zmierzch a nie mógł tam wrócić. Nie mógł póki nie odnajdzie Nikki. - Znalazłam coś jeszcze - powiedziała Lady M. wchodząc do pokoju. Detektyw słysząc podniecenie w jej głosie podniósł oczy z nad książki i wpatrzył się w nią czujnie. - Z tej książki wynika, że ansuzyjczycy na siedziby wybierają dość znaczące miejsca, takie które pomagają im ukryć swą prawdziwą działalność. - Położyła na stole kolejną książkę. Teraz detektyw miał już przed sobą tuzin woluminów i całą noc na ich przeglądanie. Posilili się wytrawną kolacją więc mogli teraz spokojnie pracować. Zgodzili się, że odzyskają swoje noce po odnalezieniu dziewczyny i wtedy będą one jeszcze bardziej upojne. - Zaraz Ci pomogę. Myślę, że już nic więcej nie odnajdę w zbiorach. John nic nie odpowiedział. Spod okularów patrzyły na nią zmęczone, przekrwione oczy. Próbował choć na chwilę odegnać od siebie czarne myśli związane z siostrą, tak jak przed chwilą myśląc o ich rodzinnym miasteczku zanim Lady weszła do pokoju, ale na dłuższą metę nie potrafił tego dokonać. Wziął do ręki przyniesioną przez nią książkę. "Zakony i ich świątynie" - nie wierzył, żeby ta książka coś mu wyjaśniła ale z pewnością ją przejrzy. - Zaraz Ci pomogę. Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Detektyw znów na chwilę został sam ze swoimi myślami. Nie minęło może piętnaście minut jak drzwi otworzyły się ponownie i weszła do pokoju. Mothman nie patrzył w jej kierunku, wiedział, że to ona. - Dałam służbie wolne i pozwoliłam iść wcześniej spać albo wyjść z domu więc nikt nie powinien nam przeszkadzać w pracy. - Postawiła na karafkę z wodą, kawą obok wina i półpełnych kieliszków. - Myślę, że ten zapas nie pozwoli nam zasnąć nad lekturą. Mothman nadal milczał pochłonięty książką. - "Historia zakonu" to dobra książka ale na początek. Jesteś już bardzo zmęczony. - Popatrzyła na stos książek przejrzanych od obiadu do wieczora, z małą przerwą na kolację. Podzielmy się, szybciej się z tym uporamy. O której mamy spotkanie z tym Guardianem? Detektyw oderwał oczy od książki i spojrzał zdziwiony na kobietę. Teraz dopiero zobaczyła jego bladą twarz, drobne zmarszczki i ledwo patrzące oczy. Bardzo się postarzał przez te kilkanaście godzić poszukiwań. - Nie myślałeś chyba, że puszczę Cię samego. Nie chcę Cię stracić. Dość już ginie osób w tej dolinie, bliskich mi osób. Ponownie zaczął przeglądać książkę. Lady M. siadła w fotelu naprzeciwko niego i przysunęła do siebie kilka książek. - Nieważne o której godzinie. Powinniśmy tak być jak najwcześniej, najlepiej z samego rana, żeby obserwować cmentarz i, żeby nic nie uszło naszej uwadze - odpowiedział po chwili nie podnosząc wzroku. Było dość jasno gdy obudziło go natarczywe stukanie do drzwi. Z początku zdawało mu się, że mu się tylko śniło ale po chwili znów usłyszał - jednak już nie stukanie a łomotanie do drzwi. Przetarł oczy dłonią i spojrzał na zegarek stojący na szafce obok łóżka. Pokazywał godzinę dziesiątą. Wstał i ubrał się we wczorajsze ubranie. Jak dobrze, że zostawił je wczoraj na krześle. Ziewając i zastanawiając się nad powodem tak natarczywego budzenia go, wyszedł z pokoju, przeszedł przez przedpokój i skierował się ku drzwiom. Nie przypominał sobie, żeby ktoś na dzisiaj zamawiał u niego dorożkę. Dzisiaj miał dzień wolny od pracy. - Kto tam? - zapytał niechętnie. - W imieniu Urzędu Guardian Street otwierać! Odsunął zasuwę i przekręcił klucz w zamku. Nie