Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część X
się o ścianę dłonią i Lady M. usłyszała najpierw przeraźliwe skrzypienie a potem jej oczom ukazało się ukryte za ścianą mroczne pomieszczenie. - Myślę, że zamyka się samoczynnie po wejściu do pokoju. - Podszedł do stolika a ściana pozostała odsunięta. W milczeniu siadł w fotelu i przysunął bliżej świecznik. Kobieta przysunęła drugi fotel i siadła obok Johna, żeby także widzieć książkę. Palcem przesunął po tłoczonym tytule jakby chciał się upewnić, że jest rzeczywisty. Odwrócił okładkę i w świetle świec płonących w świeczniku zobaczył namalowany taki sam znak, jaki widział na płaszczu Strażnika. Nad nim czerwone litery głosiły: Historia Zakonu Ansuzyjczyków. - Domyślam się, że jest to jakaś sekta - powiedział półgłosem. - Bardzo groźna. - Zakładam, że czytałaś tę książkę - spojrzał pytająco na kobietę. - Tak, ale bardzo dawno temu. Mimo to myślę, że uda mi znaleźć w niej coś co może nam się przydać. - To poszukaj, ja muszę chwilę pomyśleć. Podał jej książkę a ona z werwą zaczęła ją przeglądać. Co chwilę zamykał oczy i otwierał je tylko gdy pokazywała mu pewne opisy. Analizował fakty. Co chwilę dochodziły nowe. Książka była ciekawa a Lady M. umiała szybko znaleźć najważniejsze rzeczy. Wiedział już kiedy powstał Zakon, z raczej sekta, kto stał na jego czele i jakie miał źródła pochodzenia. Mniej więcej też orientował się w regułach życia i zasadach postępowania. Ale to była historia. Nadal jednak nie wiedział czym ansuzyjczycy zajmowali się obecnie. - Nic więcej narazie nie znajdę. - Myślę, że to chwilowo powinno nam wystarczyć. Jutro sprawdzę informacje. Chodźmy, zrobiło się późno. Książkę weźmiemy ze sobą - może się nam jeszcze przydać. Cagliostro ma tu tyle książek, że z pewnością nie zauważy jak sobie jedną od niego pożyczymy. Lady M. nie protestowała. Odstawiła fotel na swoje miejsce, zabrała świecznik ze stolika a pozostałe zgasiła. - A co z ukrytym przejściem? - Musi tak zostać - odpowiedział John wychodząc z pokoju. - Może się samo zamknie. Kobieta podążyła za nim. Zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. W milczeniu zeszli po schodach. Na piętrze doleciał doi nich zapach obiadu. Unosił się po całym domu. - Chyba dzisiaj znowu zjemy sami - uśmiechnęła się. Detektyw nie miał nic przeciwko temu. * Cagliostro i prawnicy, wszyscy trzej domyślali się gdzie może przebywać Nikki Mothman i kto może jej pomagać. Każdy z nich chciał ją wydostać z ukrycia. Ksiądz Hugon wszedł do bocznej kapliczki przy klasztorze i ukląkł na ziemi. Nie zważał na kałuże i błoto. W milczeniu pogrążył się w modlitwie. postanowił zaopiekować się dziewczyną ale potrzebował siły i wiary, oświecenia od Boga. Wierzył, że gorąca i szczera modlitwa pomoże mu. Może z czasem odnajdzie jakąś rodzinę Nikki. Narazie musi pomóc biedaczce. Jego przyjaciółka nie powiedziała mu co jej grozi ale nie miał wątpliwości, że chodziło o życie Nikki. A to było teraz dla niego najważniejsze. Tak się zapomniał w modlitwie, że przestał całkowicie słyszeć co się dzieje dookoła niego. Nie słyszał zbliżających się do niego kroków. Miał zamknięte oczy, żeby lepiej się skupić i nie widział nawet cienia rzucanego przez atakującego go napastnika. Pierwszy cios pobawił go przytomności. Ksiądz nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Zabójca pochylił się nad nieprzytomnym ciałem i przyjrzał się wyraźnie jego twarzy. - Ojczulku, złamałeś pewne zasady. Nie ma kary bez winy. Złośliwy uśmiech rozjaśnił mu twarz, gdy spod płaszcza wyjął ostry jak brzytwa nóż i sprawnym ruchem podciął ofierze gardło. Przez chwilę z chorą fascynacją przyglądał się mieszającej się z kałużą krwi. Końcówką noża, na czole księdza wyciął tajemnicze symbole. Opłukał nóż w kałuży, schował pod płaszcz i w milczeniu opuścił teren klasztoru. C.D.N. Konrad Staszewski