Opowieści z Przeklętej Doliny: Ucięta Mowa - część VII
ł gdzie, ale podejrzewał, że jeszcze ich spotka. Spojrzał błagalnie na kobietę. Ona patrzyła mu prosto w oczy. "Pod tym spojrzeniem lód topnieje" - pomyślał znowu zapominając o Nikki. - Myślę, że po podróży należy Wam się porządny odpoczynek i posiłek - zwróciła się także do Cagliostra. - Zapraszam wszystkich do siebie. Instynkt samozachowawczy nagle coś Mothmanowi przypomniał. - W tej Dolinie mieszka ktoś, kto przez pomyłkę otrzymał adresowane na mnie przesyłki. Powinienem je jak najszybciej odzyskać. Dziękuję za kuszące zaproszenie, Pani, ale nie mogę z niego skorzystać. - Twoje paczki są u mnie. I tak musisz ze mną jechać - przy tych słowach uśmiechnęła się zniewalająco ukazując szereg białych, równych zębów. Nie wiedział co odpowiedzieć. Mimo heroicznej walki z samym sobą nie umiał się jej oprzeć. Nieopodal stacji czekało już kilka powozów zaprzęgniętych w najprzedniejsze konie. Lady M. zatrzymała się przed powozem, niemalże karetą obitą złotem i zaprzęgniętą w sześć Arabów. - Pan detektyw pojedzie ze mną. Muszę mu wyjaśnić kilka rzeczy - zadecydowała. - Hrabia pojedzie tuż za nami i trzymał pieczę nad bagażami - przy tych słowach nie raczyła nawet spojrzeć na Cagliostra. Stangret nawet nie czekał na polecenia Lady, zeskoczył z karety i z ukłonem otworzył drzwiczki. Kobieta wsiadła pierwsza i podała rękę detektywowi. Gdy John usiadł wygodnie na wyłożonej aksamitem i suknem kanapie stangret nie zwlekając zamknął drzwiczki. Bagaże także zostały załadowane przez woźnicę stojącego obok nich wozu i, chcąc nie chcąc Hrabia zniknął w kabinie. Gdy tylko drzwiczki jego powozu się zamknęły opuścił czarne zasłony. Zazdrość zmieszała się z nienawiścią do Mothmana i zapłonęła żywym ogniem w jego oczach. Nie chciał, żeby ktoś widział targające nim emocje. Zacisnął pięści. Usłyszał stukot końskich kopyt - pierwsza kareta odjeżdżała ale nie zamierzał nawet uchylić zasłon, wiedział która zawsze jechała pierwsza. Nie śpieszyli się jakby Lady specjalnie wypróbowywała jego cierpliwość. Słyszał jak we śnie rżenie koni, odgłos toczących się kół. Przez na wpół zasłonięte czerwone zasłony wpadały blade odblaski księżyca. Nie wiedział czy atmosfera panująca wewnątrz karety czy sama świadomość bliskości umiłowanej osoby sprawiła, że pot wystąpił mu na czoło. Kobieta widząc to wyciągnęła z jakiegoś schowka chusteczkę i przy świetle księżyca zaczęła mu wycierać pojawiające się kropelki potu. Zamknął oczy ze szczęścia. Jej delikatny dotyk, zapach lawendowych perfum i całego ciała, i gorący oddech, który poczuł przed swoimi ustami sprawiły, że nieświadomie wypowiedział imię matki. - Mary - powtórzył półprzytomnie i nagle czar prysł. Oddech zniknął i detektyw już nie czuł czułego dotyku. Otworzył oczy. Lady M. przyglądała mu się badawczo. - Kim jest Mary? Mothmanowi zrobiło się bardzo głupio i poczerwieniał jak mały chłopiec złapany na jakimś przestępstwie. Odwrócił wzrok od kobiety. - Była moja matką. Zginęła gdy ja i Nikki byliśmy jeszcze prawie dziećmi. Nigdy jej nie odnalazłem - mówił zduszonym głosem. Nie wiedział czemu ale miał do siedzącej obok siebie kobiety więcej zaufania aniżeli do Hrabiego. - Nie mam dowodu, że nie żyje, dlatego gdy otrzymałem pocztą stąd jej autobiografię miałem nadzieję, że ją odnajdę. - Domyślam się, że to ta książka, którą mi pokazałeś. A Nikki to Twoja siostra? Gdzie jest teraz? - Nie wiem. Wiem tylko, że gdzieś w tej Dolinie i że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. - Nie jest jedyną zaginioną. Niedawno została zamordowana córka mojej przyjaciółki. Miała na imię Mary. Napisałam do Ciebie, bo jest ona już nie pierwszą ofiarą. Wszyscy nas zawiedli. Jesteś naszą ostatnią nadzieją. Detektyw słuchał z uwagą opowieści o młodej, pełnej życia dziewczynie. Tym bardziej się denerwował bo z tego co mówiła Lady M. wynikało, że wszystkimi zaginionymi były dziewczyny i kobiety mniej więcej w jednym wieku, w wieku Nikki. Jeden szczegół mu nie pasował w jej opowieści. - Opowiedziałaś mi,