Opowieści z innych światów - Mroźna Północ (Kira's version)
Odbiegła spory kawałek. Przystanęła na chwilę, ale okazało się, iż mgła była potężniejsza, niż sądziła. To na pewno podstęp, sądziła.
Darach przybiegł chwilę później. Przeszkadzał mu pancerz i chwila zaskoczenia wymieszanego z nieuwagą.
Kira stała wpatrzona w szare obłoki zbliżające się, otaczające, jakby chciała ją pochłonąć. Za chwilę ujrzała przyjaciela. Ten widok lekko podniósł ją na duchu. Na niewiele się to jednak zdało. Nie przestała bać się mgły. Nawet zapewnienia, iż nic w niej nie ma i to jeno wodna para... Nic. Za nic nie chciała wam wejść. Coś jej nie pasowało. I chyba nie chciała się dowiadywać. Dlatego słowa Daracha wpadały jej jednym uchem, a wypadały drugim.
Otóż problem nie tkwił we mgle, nie w jej wnętrzu. Problemem była mgła. Każdego potwora da się zabić, uciąć głowę, przebić tętnicę, czy coś... ale mgła...
Kira potrząsnęła głową. I w tej chwili ujrzała przed sobą, zamiast Daracha, siebie. Wskazywała na mgłę i robiła ruchy, jakby zachęcające do odwiedzin... wnętrza gazu? Naprawdę zachęcała się do wejścia tam? Chwilę po tym, jak uciekła z objęć tego, jak mniemała, śmiercionośnego miejsca.
Dobrze. Najwyraźniej tam musiało coś być.
W sumie... nawet przez chwilę nie pomyślała, żeby zastanowić się nad tym bardziej.
Zrobiła kilka kroków w stronę postaci. Ta jednak całkiem się rozmyła, a na jej miejscu pojawił się mężczyzna. Wyglądał, jakby właśnie ujrzał ducha. Złapał Kirę za ramiona i przytulił mocno, mówiąc coś jakby martwił się, iż ta mogłaby umrzeć.
Oderwała się z trudem od niego. Zwłaszcza, że jego zbroja strasznie naciskała jej młode ciało i z trudem powstrzymywała się od stękania z bólu.
Darach objął Kirę delikatnie, ale na tyle stanowczo, by mu nie uciekła. Wsadził sobie pod pachę. Złapał w pasie, ułożył sobie na ramieniu i przytrzymał, by nie spadła, gdy sam począł iść do mgły.