Gwiazdy i tlen
Był cudowny, słoneczny i upalny sierpniowy dzień. Na moją subiektywną ocenę z pewnością wpłynął fakt, że była to sobota, czyli dzień wolny od pracy. Był jeszcze jeden powód aby uważać ten dzień za wyjątkowy. Wieczorem byliśmy zaproszeni na grilla do naszych dobrych znajomych. Niby nic wielkiego ale lubię tam jeździć. Dom przyjaciół położony jest poza miastem w dolince otoczonej niezbyt wysokimi górami w terenie typowo wiejskim.
Kiedy zmęczeni całodniowym upałem usiedlismy już na tarasie, dzień chylił się już ku końcowi. W koło panowała wiejska sielanka. Ciepłe ale już nie upalne, pachnące świeżo skoszoną trawą i sianem powietrze zawisło nieruchomo. Ostatnie promienie słońca zabarwiły szczyty gór pomarańczową-wiśniową poświatą dziwnie kontrastującą z granatem nocy zalewającym już doliny. A wszystko to zatopione w leniwej i specyficznej wiejskiej ciszy wypełnionej koncertem świerszczy, śpiewem kosa czy odległym szczekaniem psa...Wkrótce w powietrzu pojawił się zapach dymu a później pieczonej na ogniu ryby co jeszcze bardziej poprawiło nasze nastroje.
To było spotkanie nawiązujące do naszego niedawnego, wspólnego wakacyjnego wyjazdu na południe Europy. W tej chwili poczuliśmy się właśnie jak wtedy na wakacjach. Były wspomnienia, komentarze i tamte sympatyczne chwile można było przeżyć jeszcze raz... Pogoda i menu znakomicie dopasowały się do znanego nam południowego klimatu, a nawet swierszcze brzmiały jak cykady.
Kiedyś będąc na południu spróbowałem ryby pieczonej na grillu w specyficzny bałkański sposób. Od tego momentu jestem oczarowany smakiem tak przyrządzonej potrawy.To prosty sposób no i chyba jedyny przepis kulinarny jaki znam. Najlepiej nadają się do tego celu świeże makrele lub tuńczyk. Jako przypraw używa się jedynie soli i gałązek rozmarynu, którymi wypełnia się wnętrze wypatroszonych ryb. Aaaa, no i całość należy obficie polać oliwą z oliwek przed i po upieczeniu. Jeśli wszystkie produkty są świeże a oliwa pochodzi z prywatnego zapasu naszych bałkańskich przyjaciół a nie hipermarketu, to potrawa ma niepowtarzalny smak. Aby go podkreślić należy użyć wina najlepiej o podobnym jak oliwa pochodzeniu i to wbrew przyjętemu zwyczajowi, najlepiej czerwonego. Na szczęście mieliśmy jeszcze odpowiedni zapas tego szlachetnego trunku. Chyba nie muszę dodawać, że tak przyrządzone ryby smakowały wyśmienicie a o ich niepowtarzalnym smaku świadczyła ilość wina jaką został podkreślony...
Był już środek nocy atmosfera stawała się coraz bardziej wesoła, z salonu którego drzwi wychodziły na taras sączyła się muzyka kiedy ktoś wpadł na genialny pomysł aby zobaczyć spadające gwiazdy... No bo przecież to sierpień a w sierpniu... Pomysł wszyskim wydał się sensowny, więc zgasiliśmy światła, zmieniliśmy pozycję fotelików na półleżącą i tak siedzieliśmy a raczej leżeliśmy patrząc w rozgwieżdżone niebo, próbując wypatrzeć pierwszą spadającą gwiazdę. Nie trzeba było długo czekać gdy rozbłysła pierwsza, potem druga... w końcu przestaliśmy je liczyć. Po chwili zapanowała cisza tylko z salonu dobiegały dżwięki muzyki. To był Oxygene - J.M. Jarre.
Patrzyliśmy jak zahipnotyzowani w niebo pozwalając aby gwiazdy spadały nam na twarz bojac się przy tym poruszyć, odezwać aby nie prysnął czar tej wyjątkowej chwili. Nie potrafię ocenić jak długo to trawało. Dopiero kiedy na wschodzie zarózowiło się niebo otrząsnęliśmy się z letargu, postanowiliśmy wrócić do rzeczywistości i po prostu porządnie się wyspać. To był niezwykły wieczór no i najdziwniejsza impreza w jakiej brałem udział...