Ona
- Wszyscy na dziedziniec - krótko oznajmił dowódca.
Karl widział, że do zniszczenia bramy wystarczy jeszcze jedna ognista kula.
Skupił się po raz kolejny, wyczarywywująć kulą większą niż po przednie i posłał ją w drewnianą przeszkodę.
Drzazgi poleciały we wszystkie strony na kilka metrów, w niektórych częściach brama zajęła się ogniem. Mężczyzna wyciągnął miecz i sztylet, powoli zaczął iść w stronę dziedzińca. Widział, że żołnierze zaczęli się przegrupowywać, byli gotowi stanąć w obronie swojego hrabiego.
- Nie chcę bez potrzeby przelewać waszej krwi.- Karl powiedział to tak by wszyscy go usłyszeli.- Daję wam szansę. Możecie z stąd odejść bez żadnych przeszkód, nie zabiję nikogo kto nie wiedzie mi w drogę. W przeciwnym razie zginiecie.
Nie przestawał mówić idąc w stronę swoich przeciwników.
Po tej propozycji jaką zaoferował im nieznajomy już nie wszyscy byli gotowi oddać życie za Urbana, który teraz się krył bezpieczny w swoim zamku. Powinien być tu teraz z nimi, na dziedzińcu i prowadzić ich do walki.
Do walki.
Walki przeciw jednemu człowiekowi. Człowiekowi który przemierzył pół królestwa by uratować swoją ukochaną. Zdołał pokonać zabójców, którzy mieli go zgładzić, zdołał przekroczyć fosę, zniszczył bramę a teraz spokojnie szedł na pięćdziesięciu żołnierzy jak dyby nigdy nic.
Będzie co dzieciom opowiadać ja się to przeżyje, pomyślał jeden z żołnierzy.
Drugi z obrońców nie wytrzymał i ruszył na Karla, zginął szybką śmiercią, jego odcięta głowa potoczyła się po ziemi, krew bryzgała z odciętego tułowia.
Z jego przykładem do ataku przystąpiło jeszcze dwóch. Nie mieli szans.
- Kupą, kupą! Na niego!- rozkazał kapitan. Nie wielka grupka zaatakowała, pełna wściekłości i rządzy zabicia przybysza. Niestety przecenili swoje umiejętności. Może mieli jakieś doświadczenie w walce, ale nie byli tak dobrzy jak ten mężczyzna który zaatakował w pojedynkę zamek hrabiego.
Nie miał dla nich litości, ginęli w oka mgnieniu. Bruk spływał krwią pokonanych.
Pozostało już połowa żołnierzy, pierwsza lina ciasno przylegała do siebie i osłaniała się tarczami. Kapitan był w szok, nie mógł pojąć jak jeden człowiek może dać radę wyszkolonym żołnierza.
Kipiał cały z gniewu, coś mu mówiło, że musi mu stawić czoła i walczyć w obronie hrabiego.
Kapitan wystąpił przed szereg, dobywając swojego miecza. Patrzył na Karla z rządzą mordu.
Wyprowadził pierwszy cios z krzykiem na ustach. Dowódca żołnierzy był wypoczęty i pełen sił, natomiast Karl opadł już lekko z sił. Zmęczył się marszem i walkami, które stoczył zanim dotarł do zamku hrabiego. Za magię też musiał zapłacić, a płacił energią życiową. Nie jadł od dwóch dni, nie spał od trzech nocy to też jego przeciwnik zdobywał nad nim przewagę.
Bronił się jak mógł, wszyscy w koło zastygli w bezruchu. Wiedzieli, że kapitan wziął sobie za punkt honoru zabicie tego człowieka i woleli nie wtrącać się w tą walkę, był to pojedynek rycerski jak większość z nich się już domyśliła.
Karl zablokował mieczem i sztyletem cios wyprowadzony z nad głowy. Jego przeciwnik napierał z całych sił. Mężczyzna opadł na kolano, kapitan kopnął go w prawy bok.