Olaf i Dionizy, czyli historia pewnej umowy
- Czyli obrońcy środowiska naturalnego, wśród których ma pan szerokie grono wiernych odbiorców mogą się poczuć nieco odstawieni na boczny tor?
- Och, nie posuwałbym się do aż tak mocnego stwierdzenia. Po pierwsze, moje poglądy nie zmieniły się ani o jotę, więc w żadnym wypadku nie opuszczam pozycji proekologicznych. Po drugie, to że zmieniają się akcenty, nie oznacza, że coś całkowicie zanika.
- Rozumiem, sadzę, że to uspokajające dla wielu naszych widzów. Jeśli chodzi o następne pytanie, to często je pan słyszy, więc nieco obawiam się go zadawać. Muszę jednak to zrobić, w nadziei, że powie pan coś więcej niż zazwyczaj. Więc dlaczego skrzaty, wróżki, rusałki, fauny? Skąd pomysł, by uczynić je swoimi bohaterami?
- Tak też sądziłem, że nie uniknę odpowiedzi na to pytanie. Mogę jednak powiedzieć pani tylko to, co już wcześniej mówiłem wiele razy. Uważam, że są świetną metaforą. Poprzez zastanowienie się nad nimi i tym, jak czułyby się w naszym dzisiejszym świecie możemy spojrzeć na to, co z nim uczyniliśmy. Zanieczyściliśmy powietrze, wycięliśmy lasy, zajęliśmy tak wiele przestrzeni, dyskryminujemy siebie nawzajem bo jednych jest więcej a innych mniej. Moja twórczość to próba postawienia sobie pytania o to, dlaczego tak się stało i co możemy zrobić, żeby odwrócić ten strasznie niebezpieczny proces prowadzący nas prosto ku samo destrukcji. A poza tym, może te wszystkie baśnie mówiły prawdę i elfy naprawdę istnieją?
- Rzeczywiście, nie dał się pan sprowokować. Ale myślę, że to o czym pan mówi jest niezwykle ważne. Dziękuję za rozmowę. Moim i państwa gościem był Olaf Miecznicki. A my wracamy po przerwie.
**
Dom był bardzo spory. Nawet za bardzo jak na potrzeby kawalera w średnim wieku. Jednak kawaler ten miał więcej pieniędzy niż pomysłów na ich wydawanie. Duży dom był sposobem równie dobrym jak każdy inny.
Siedział teraz ów mężczyzna w fotelu stojącym przed kominkiem wystarczających gabarytów, by nie czuł się pokrzywdzony w stosunku do budynku. Oczywiście, gdyby kominki mogły czuć. W dłoni Olafa znajdowała się szklanka whisky do połowy pusta, bo pierwszą połowę jej objętości zdążył już wypić. On tez znajdował się w tym miejscu jakby w połowie, bo nieobecne spojrzenie sugerowało, że myślami jest gdzieś bardzo daleko. Może przy jakiejś wymarzonej drugiej połówce, której jakoś nigdy nie udało mu się spotkać w czasie swojego intensywnego życia. A może spotkać się udało, tylko zauważyć już niekoniecznie? Właściwie było to już bezprzedmiotowe rozmyślanie, więc zajął się tą połówką, którą miał. Połówką whisky.
Za sobą usłyszał nagle kroki, stłumione przez gruby dywan leżący na podłodze w salonie. Zacisnął mocniej zęby, zbierając się w sobie by wstać i odwrócić się do tego, kogo spodziewał się zobaczyć. A później, by powiedzieć mu to, co kiełkowało w głowie pisarza od pewnego już czasu. W końcu wygrał z grawitacją.