Ojczyzna. Odsłona kolejna
- Ale przecież ten człowiek działał w obronie własnej.
- Nikt nie podważa tego faktu na tym etapie śledztwa. Jednak bardzo wyraźnie przekroczył granice obrony koniecznej. Przypominam, że Jakub I. był nieuzbrojony.
- A czy może pani w takim razie powiedzieć jak prawie osiemdziesięcioletni człowiek, o znacznie ograniczonej sprawności ruchowej, ma się bronić przed sprawnym, agresywnym osiemnastolatkiem?
- Musi używać dozwolonych metod.
- A może pani sprecyzować jakich skutecznych metod może używać w analogicznej sytuacji każda starsza osoba, będąca na dodatek w szoku z powodu napaści?
- Proszę pana, ja tu nie jestem od tego, żeby udzielać takich instruktaży. – Wzburzenie prokurator Kowalskiej odbijało się wyraźnie na napastliwym sposobie mówienia i gwałtownej gestykulacji.
- A jak pani broniłaby się w takiej sytuacji?
- No to jest już skandal. Nie będziemy kontynuować tej rozmowy. Dziękuję panu i dowidzenia.
Dwa miesiące wcześniej…
Pan Stefan szedł pustą ulicą. Zrobiło się już chłodniej, więc i noga zaczęła mu bardziej doskwierać, nawet pomimo grubej warstwy ubrań. Podpierał się więc laską, pokonując kolejne metry słabo oświetlonej drogi. Zaniepokoił się, gdy zauważył, że z przeciwka nadchodzi jakiś młody człowiek, najwyraźniej pijany.
Pan Stefan wracał z darmowego obiadu, na jaki chodził kilka razy w tygodniu. Był samotny i schorowany, więc miał przynajmniej okazję zobaczyć jakichś żywych ludzi, a nie tylko ludziki z telewizji. I co tu dużo mówić, gdyby nie te obiady, przymierałby głodem. Od dawna był niezdolny do pracy, częściowo dzięki obrażeniom z czasów PRL, zdany najpierw na rentę, teraz na emeryturę. Cały jego przychód wynosił 550 złotych miesięcznie, z czego dużo wydawał na same lekarstwa, a już czterokrotnie był napadany przez młodocianych przestępców, więc poczuł narastające napięcie, kiedy idący z przeciwka był już blisko.
Pan Stefan pochylił głowę, chciał być niewidzialny. Przypomniał sobie, że ma przy sobie ponad 50 złotych, bardzo dużo pieniędzy. Omiń mnie, daj mi spokój, błagał w myślach. Jeszcze bardziej pochylił głowę, gdy od strony nadchodzącego młodzieńca doleciały go jakieś przekleństw, chyba „jebał cię pies”.
Młody człowiek rozglądał się na boki i wtedy zatoczył się. Prosto na Pana Stefana.
- Co jest, kurwa? – Odepchnął starszego człowieka. – Uważaj, dziadu.
Pan Stefan zdołał utrzymać równowagę, nie odezwał się i postanowił pójść dalej, ale młody człowiek mu nie pozwolił:
- Olewasz, mnie? – Zadał cios pięścią i trafił w twarz. Tym razem Pan Stefan upadł. Szok i niedowierzanie. Tylko nie to, pomyślał na wpół świadomie. Nadal miał nadzieję, że napastnik jednak pójdzie dalej.
- Nic nie powiesz, dziadu? – bełkotał młody człowiek. – Jebał cię pies. – Zaczął kopać leżącego Pana Stefana. Trafił w żebra, potem w wątrobę, a w końcu w nerki, kiedy starszy człowiek skulił się z bólu. Następne kopnięcia spadły na głowę i twarz. Pan Stefan miał nadzieję, że skończy się na tym, ale…
- Masz jakiś portfel, dziadu? – młody człowiek oparł ręce na udach i ciężko oddychał. Odpoczywał. W końcu właśnie ciężko się napracował. – No powiedz coś, dziadu.
Pan Stefan przeraził się, że zaraz straci portfel i pieniądze. Przypomniał sobie, że ma scyzoryk. Z trudem wyjął go z kieszeni. Później niedokładnie pamiętał co i dlaczego robił. W głowie miał mętlik, ból pulsował w całym ciele. Oczu zaczynały mu puchnąć, więc prawie już nic nie widział. Drżącymi rękoma rozłożył ostrze scyzoryka. Dłonią dotknął nosa i poczuł paraliżujący ból. Z odrętwienia wyrwał go młody człowiek, który gwałtownie złapał go za ramię i odwrócił.