"Obcokrajowiec" cz.1
Zocha trochę niechetnie popatrzyła na swoja księgarnię,bo waldek miała rację Był właścicielem oprócz tej jeszcze 3 w centrach handlowych w całym mieście, które presperowały bardzo dobrze,więc do tej na al. Powstańców zaglądał bardzo rzadko,zwykle raz w tygodniu po pieniądze z utargów. Częściej przychodziła jego żona Danusia. Bardzo młoda pani zwykle spisywała zamówienie, przestawiała ksiązki na półkach, poprawiała wystawy i dbała o wystrój w ksiegarniach. Ubierła choinki na święta wieszała kolorowe jajka,serducha, rózyczki, flagi narodowe i takie tam perdoły związane z okolicznościami.Czasem tez przychodziła pracować, ale to tylko wtedy gdy Zocha chciała wolne i w te soboty kiedy ta studiowała.
Panna Mędlarek niechetnie jeszce raz rozejrzała sie po księgarni,postanowiła,że najpierw zrobi sobie kawę w swoim wielkim białaym kubku z łosiem i uszczerbanym uchem,a potem weźmie się za robotę. I tak zrobiła, zaczęła od ustawienia książek w dośc dużej szklanej witrynie o tematyce" Wielkanoc na polskich stołach i gdzieś tam jeszcze w domach czy coś" potem jeszce umyła te wielką nieszczesną szybe i oszklone drzwi. Na wielkiej białaej tarczy zegau docodziła 12:00. Zofia pomyslła że na śnaiadanie jezcze za wcześnie, a jeżeli juz jest w transie to zrobi te porządki na tych zakurzonych półkach . Ruch był raczej niesamowicie mierny, bo wszyscy kupowali serwetki, obusy z kurczakami, czekoladowe zające,wikliniaste koszyki...okres na książki zamarł. Więc cóż? spokojnie machała sobie ścierką i kolorową papugą po sklepowych półkach. O 13:00 zjadła jogut z płatkami,potem jabłka.Wypiła drugą kawę i pomyślała ,że jezeli do tej pory zajrzała tylko jedna babcia po przepisy na wypieki świąteczne "Siostry Anastazji" to w zupełności może jeszcze posprzatć zaplecze. Machała zmiotką, wszystko ładnie poustawiała,powycierała, nadała nowego blasku starej lampie i figurze afrykańskiej rodziny. tego dnia sprzedała jescze jeden zeszyt w grubą linię jakiemuś zagubionemu gimnazjaliscie i 2 teczki białe pani z urzędu,która potem jeszce wróciła po gruby kalendarz z promocji. Zocha zorientowała się, że jest 16:20-zmęczona, poczochrana i brudna od kurzu popatrzyła na sklep i dumna powiedziała, że i tu może przyjść już wielkanoc, bo dawno tak czysto nie było. Poimyślała, że wytarga jescze 2 wory śmieci z zaplecza i pójdzie do domu juz, bo dalesze bycie tu nie miało już sensu. Tak zrobiła, gdy wracała do księgarni zobaczyła, że przy ladzie stoi jakiś facet i odziwo ogląda jakieś książki! Pośpiesznie weszła do sklepu,popatrzyła na dość przystojnego mężczyznę , jak się wydawałao na pierwszy rzut oka i powiedziała :"-dzień dobry". Ten tylko popatrzyla na nią i uśmiechna się nieśmiałao.Zosia z usmiehem podeszła do niego i zapytała "-czy może w czymś pomóc" Mężczyzna jeszcze bardziej nieśmiało wydukał,że chce polskie słowa w book. Zosia od razu usłyszała niemiecki akcent i zobaczyła iż ów mężczyzna trzyma 'Rozmówki polsko-niemieckie' w reku. Od razu błysnęły jej zielone oczy i powiedziała: "Ich spreche Deutsch" Podała mężcyźnie słownik i owe rozmówki. Ten uśmiechną się ponownie, był bardzo szczęśliwy, że ktoś w polsce rozmawia z nim po niemiecku. Pogadali sobie trochę o niczym. Mężczyzna ostatecznie wziął słownik i wyszedł. Zofka zgasiła światło i wyszła, szarpała się chwile z zamkiem po czym poszła prosto do domu. Gdy wracała zadzwonił jej tel;wyswietlił się WALDEK DUBANIEWICZ, stwierdziła że jest już po pracy i nie musi odbierać,ale potem uznała , że to nie wporzadku i nacisnęła zielona słuchawkę: