Nowy Początek cz. I
- Idziemy – zwrócił się
do mnie. – A ty zamknij celę – strażnik wymruczał coś niezrozumiałego jako
odpowiedź. Wyszedłem i wraz ze swym wybawcą udałem się na górę. Tam oddano mi
broń, którą natychmiast przypasałem.
- Słuchajcie! –
krzyknął mój towarzysz, do zebranych. – Dzisiejsza egzekucja odbędzie się
zgodnie z planem. Zmieni się tylko skazaniec. Zawiśnie wasz kapitan. A jeżeli
ktoś ma ochotę wyrazić sprzeciw, to na szubienicy znajdzie się miejsce również
dla niego. – Nikt nie zaprotestował.
- Za mną Vaynekanie –
powiedział.
Wyszliśmy z budynku udając się poza teren
strażnicy. Tam czekało na nas czterech ludzi. Przyjrzałem im się dokładniej.
Wszyscy nosili ciemne płaszcze z wyszytą na nich szkarłatną runą „Wan”,
przedstawiającą moc miejsca, z którego wszystko bierze swój początek. Każdy z
nich nosił u pasa krótki miecz a przez plecy miał przewieszoną okrągłą
drewnianą tarcze. Wszyscy również nosili nitowane kolczugi. Ich sylwetki
zdradzały mi, że byli to ludzie zaprawieni w walce.
- Czas chyba byśmy się
przedstawili – powiedział zdejmując kaptur. Ku mojemu zdziwieniu okazał się
młodzikiem, góra dwudziesto-paro letnim. – Jestem Lothalt, przewodzę tą zgrają
– ukłonił się lekko. – Ten tutaj… – wskazał na stojącego najbliżej nas – to
Astenen. Ten również skiną mi głową w powitalnym geście poczym pociągnął
solidny łyk z dzierżonego w ręce gąsiorka z winem. Gdy skończył beknął
donośnie. – Pożałowania godne – powiedział dowódca – Astenen uśmiechną się i
ponownie uniósł gąsiorek do ust. – Ten typek z ponurą twarzą – kontynuował – to
Gretian. A tych dwóch to Eowik i Asard – obaj pozdrowili mnie uniesieniem ręki.
- Czego ode mnie…
- Później Vaynekanie –
Lothalt przerwał mi unosząc rękę. – Przyjdzie czas na zadawanie pytań, lecz
najpierw wyjedźmy z miasta. Czas nas nagli. Opowiem ci wszystko gdy będziemy w
drodze.