Noc Czarnego Pstrąga
Recepcjonistka pokręciła odmownie głową i rozdziawiła usta w kształt rybiego pyszczka. Telefon w kieszeni Janusza zaczął wibrować, więc sięgnął po niego.
- Panie Januszu – usłyszał głos szefowej – czy pan już wyszedł? Czy zapomniał pan o naszej randce?
- Nie pani prezes – próbował brzmieć spokojnie – oczywiście, że pamiętam, byłem zapalić, już wracam.
Zaklął pod nosem i spojrzał na zegarek. Było za dwie 17. W windzie spojrzał na swoje odbicie w lustrze i przyczesał włosy. Wykrzywił się w uśmiechu i przykładając dłoń do ust sprawdził świeżość oddechu. Wynik nie mógł być zadowalający, ale Janusz wzruszył ramionami.
Kiedy wszedł do sali czuł się już całkiem zrelaksowany. Musiało mu się wydawać, że widział Rycha, rozmawiali dziś o nim rano, a poza tym na dworze jest już ciemno i pewnie uległ jakiemuś złudzeniu. W sali nie było nikogo. Poczuł, że jego telefon znowu wibruje. Spojrzał na wyświetlacz i wcisnął klawisz ok. Nowa wiadomość tekstowa. Nagle cały stężał. Jarzeniówka na suficie zabuczał głucho, a on poczuł ten sam intensywny mulisty zapach, jak wczoraj przed spotkaniem z mecenasem i panią prezes. Wiadomość tekstowa faktycznie była krótka. „Wycieczka do sztolni Czarnego Pstrąga dla jednej osoby, wyślij TAK, jeśli chcesz poznać szczegóły”.
- SMS od narzeczonej? – głos prezesowej sprawił, że drgnął i odwrócił się gwałtownie, jak przyłapany na czymś zdrożnym dzieciak.
- Eee, nie od narzeczonej – bąknął – reklama jakaś.
Wioleta uśmiechnęła się szeroko i koniuszkiem języka oblizała wargi. Jej twarz stała się nagle całkiem przyjemna. Bez maski profesjonalnej „korpowydry” wyglądała niemal sympatycznie. Janusz poczuł jak strużka potu cieknie mu po plecach. Nie wiedział, jak się zachować. Nie był przygotowany na spotkanie z przyjaznym i kusząco atrakcyjnym wydaniem pani wice prezes. Do diabła, ona była nie tylko sympatyczna, ale zwyczajnie seksowna.
- Jesteśmy już właściwie po pracy, więc nie pogardzi pan, mam nadzieję, szlachetnym trunkiem – ruszyła w stronę regału na końcu pokoju kołysząc przy tym biodrami. A może to kołysanie zmysłowe i wyzywające było tylko projekcją obudzonych nagle zmysłów Janusza. W ciągu paru minut zaserwowano mu niezłą huśtawkę nastrojów. Wioleta postawiła przed nim kieliszek i podała butelkę wina i korkociąg.
- Dostałam to dzisiaj od prezesa pewnej firmy farmaceutycznej, pewnie się pan domyśla której, byliśmy razem na lunchu i zauważył, że wino szczególnie przypadło mi do gustu, więc sprezentował mi butelkę, a proszę mi wierzyć, do najtańszych nie należało. Zresztą sam rocznik mówi już wszystko. Zna się pan na winie?
- Przyznam, że nieszczególnie – Janusz odkorkował butelkę i zaczął rozlewać trunek do szklanek – staram się nie kupować byle czego, no i dostaję biuletyny pewnej firmy zajmującej się inwestycjami w wino, ale w sumie jestem laikiem.
- Proszę nie być taki skromny – spojrzała na niego znad kieliszka i zamoczyła usta
w czerwonym płynie – nie powinien pan być taki skromny.
- Po prostu nieszczególnie się na tym znam.
- Ale jest pan świetny w innych rzeczach – odstawiła kieliszek i zrobiła krok w jego stronę. Janusz pociągnął tęgi łyk z kieliszka i przełknął trochę za szybko i trochę za głośno.
- Co prawda mam przyjemność pracować w firmie od niedawna w sumie, ale zdążyłam już poczynić parę obserwacji – ręka Wiolety powędrowała w stronę krawata Janusza i pociągnęła go lekko, choć zdecydowanie. – Proszę mi wierzyć, potrafię ocenić profesjonalizm i klasę.