Nil Desperandum 4
- Marcin? – zapytał Dominik, pakując swoje rzeczy po skończonym wykładzie do granategowego plecaka. – Pamiętasz może tę dziewczynę, która była na koncercie z nami w zeszłym miesiącu?
- Pamiętam. A co? – zaciekawił się, zarzucając sobie torbę na ramię i dokańczając zapinanie płaszcza.
- A to, że może spotkamy się niedługo gdzieś znów… razem? We czwórkę?
Udali się wraz z resztą studentów do wyjścia, przy którym zwyczajowo zmuszeni zostali przez tłum do znacznego zwolnienia kroku. Marcin patrzył zamyślony na swojego towarzysza, wreszcie, dokładnie coś przemyślawszy, rzekł:
- Skoro ci się podoba, to mogę dać ci jej numer. To w końcu przyjaciółka Aśki.
Dominik posłał mu złośliwe spojrzenie, dając mu kuksańca w bok.
- Podoba, nie podoba, po prostu fajnie mi się z nią wtedy rozmawiało, pomyślałem, że ciekawie byłoby się znów spotkać, prawda? – przyjął obojętny wyraz twarzy.
Po wyjściu na zewnątrz obaj stwierdzili, że pogoda znacznie się poprawiła, a wiatr nie dokuczał już tak bardzo. Jedynie małe, białe drobinki pruszyły co chwila, by żadna osoba nie zapomniała o panującej obecnie porze roku. Dominik założył na głowę czapkę w granatowo-szare poziome pasy i zasunął kurtkę pod samą szyję, Marcin natomiast jak to miał w zwyczaju, postawił kołnierz w sztorc, tym razem chowając dłonie do kieszeni. Przy każdym wypowiedzianym przez nich słowie z ust uciekały im kłęby pary, a na kołnierzach osiadały kropelki.
- Dominik, nie ukrywaj się, jeśli naprawdę wpadła ci w oko. – nalegał brunet. – Olga to atrakcyjna kobieta, pewnie też inteligentna. Co w tym dziwnego, że mogła ci się spodobać?
- W sumie nic… - przyznał mu rację przyjaciel.
- To dlaczego nie chcesz się do niczego przyznać?
Dominik spojrzał na niego spod byka, prychnął i kopnął lężący na chodniku kasztan. Nie odczuwał zbyt wielkiej ochoty, by dzielić się swoimi przemyśleniami z kimkolwiek, nigdy nie lubił otwierać się przed kimś, za to potrafił słuchać i starał się każdego zrozumieć.
- Marcin, postawię sprawę tak. Jeśli uda wam się zorganizować znów takie spotkanie, będę bardzo wdzięczny. A potem, jeśli cokolwiek się zdarzy, to ty pierwszy się o tym dowiesz, stoi?
- Ha! – roześmiał się. – Jednak miałem rację. Stoi stary, stoi. – zgodził się Marcin, widząc złowieszcze spojrzenie kolegi.
Przeszli do kolejnego budynku, mieszczącego się dwie ulice dalej, w którym mieli mieć nastepny wykład. Nie miał on być tak ciekawym jak poprzedni, dlatego nie skupiali się zbytnio na przekazywanej na nim treści. Według nich wykładowcy powinni mieć tę umiejętność, by przekazać wiedzę w możliwie ciekawy sposób i tym samym zachęcić studentów do zgłębiania teorii i ćwiczeń w praktyce. Na ich roku znajdowało się parę uczynnych osób, które rozumiejąc co nieco z całego cyklu wykładów zapisywały najważniejsze informacje i dzieliły się nimi z pozostałymi. Chociaż jak zwykle większość nie była gotowa na tak altruistyczne poświęcenia.