Niezniszczalne wspomnienia (wstęp)
Gdyby takie dni jak ten, były codziennością, nikt nie zastanawiałby się jak wygląda piekło. Kiedy temperatura przekracza 30 stopni, miasto wymiera, a nad jeziorami pojawiają się owłosione potwory z ogromnymi brzuchami i prześwietlającymi ubrania oczami. Nie cierpiała tej pogody, ciągłego pocenia, klejących się rąk i takie dni najlepiej przeżywałaby pod prysznicem, z dala od ludzi. Fakt, że mieszkała sama w małej kawalerce, sprawiał jej przyjemność i dawał poczucie bezpieczeństwa, którego często brakowało jej w publicznych miejscach. Prawdopodobnie dlatego bywała agresywna i niemiła w stosunku do ludzi- nie lubiła, gdy ktoś przekraczał niewidzialną granicę jej świata.
Założyła niebieskie japonki i wyszła trzaskając drzwiami, tak że nawet pies sąsiadki wystraszony hałasem zaczął ujadać u drzwi.
- Stul pysk przerośnięty szczurze – syknęła i zbiegła po schodach.
Gdy przechodziła obok bloku, jakiś chłopak na nią zagwizdał, a drugi zaszedł jej drogę i powiedział łapiąc się za rozporek spodni:
- To Twój szczęśliwy dzień mała, właśnie poznałaś swojego księcia.
- Taki z Ciebie książę jak z Twojego fiuta rumak, więc spierdalaj do mamusi - odpowiedziała z taką pogardą, że chłopak zaniemówił.
Minęła go szybko, nie czekając na odpowiedź. Usłyszała tylko jak kumpel niedoszłego księcia, go pocieszał mówiąc:
- Olej ją, to lesba, próbowałem ją przelecieć jak się wprowadziła ale suka wyskoczyła do mnie z nożem. Mówię ci popierdolona lesba.
Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej chwili. Pewnej zimowej nocy, gdy wracała z pracy, ów chłopak wciągnął ją w bramę kamienicy licząc na szybki numerek. Ale, pech chciał, że trafiło akurat na nią i po krótkiej szarpaninie, to on leżał na ziemi, a ona trzymała nóż w ręce. Powiedziała mu wtedy, że jeśli kiedykolwiek się dowie, że zrobił coś podobnego jakiejkolwiek dziewczynie, utnie mu to co, najwidoczniej Bóg dał mu przez pomyłkę. Od tej pamiętnej nocy, chłopak omijał ją szerokim łukiem. Zawsze wiedziała, że wieloletnie bójki ze starszymi braćmi, w końcu na coś się przydadzą.
Żar niemiłosiernie lał się z nieba i w tym momencie żałowała, że w ogóle wyszła z domu. Przecież jeden dzień bez jedzenia to nie koniec świata. W końcu jednak doszła do marketu i podziękowała w duchu twórcy klimatyzacji. Przeszła szybko między regałami, wyszukując bez trudu, to po co przyszła. Pomidory, ser, makaron, bułeczki i chińska zupka. Zapłaciła i szybko wyszła, ruszając w powrotną drogę. Zatrzymała się jedynie przy bezdomnym, który spał na ławce w parku i wsunęła mu delikatnie do kieszeni 20 zł, po czym poszła dalej.
Wchodząc do mieszkania krzyknęła :
- Wróciłam- uśmiechając się pod nosem, nie słysząc, żadnej odpowiedzi.
Rozebrała się już w kor