Niespodzianka (Malarz 12)
Kryspin wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi i nie czekając na odpowiedź. Zbyt dużo ostatnio spraw burzyło jego wewnętrzny spokój, aby móc opanować emocje i zdobyć się na grzeczność. Szedł chodnikiem, szybkim krokiem, nie koniecznie mając plan co do tego dokąd się udać, gdy za sobą usłyszał szybki tupot butów, a za chwilę swoje imię.
- Kryspin zaczekaj. – obejrzał się i zobaczył Adama ubranego w sutannę.
- Co? Proboszcz zmienił zdanie? – spytał patrząc na niego spod brwi.
- Proboszcz przemyśli sprawę, jeśli pozwolisz. Mógłbyś chwilowo nie sprzedawać obrazu?
- Chwilowo mógłbym, ale za długo zwlekał nie będę. Masz chwilę?
- Nie za bardzo. Za chwilę mam umówione spotkanie z parą narzeczeńską.
- Będziesz ich uczył tego o czym sam nie masz pojęcia? Fajnie. To powodzenia. Masz. – oddał obraz w ręce Adama – Nie zasługujecie na niego, ale jak już namalowałem… - klepnął księdza w ramię – Adijo
Odwrócił się i ruszył przed siebie, gdy Adam jeszcze mówił.
- Możemy spotkać się za dwie godziny, albo po ósmej. Pogadamy spokojnie.
- Spoko. Nie trzeba. – zawiadomił Kryspin odwracając się jeszcze na moment w stronę księdza, obrócił się dookoła własnej osi i poszedł dalej, wyciągnął papierosa i zapalił.
Szedł przed siebie szybkim krokiem. Miał zabrać auto. To pamiętał. Reszta… Mnóstwo myśli, emocji kotłowało się w jego głowie, ale nic konkretnego. Żal , łzy cisnące się do oczu, złość i mnóstwo znaków zapytania, wielka wola znalezienia sensu, wskazówki i chaos mieszający wszelkie możliwe drogi i mapy. Szedł dopóki nie zatrzymał się przed autem, otworzył, wsiadł, wyjechał z parkingu i ruszył przed siebie. Zatrzymał się przed domem siostry i wszedł do środka. Przywitał się z dziećmi, pomógł jej przy obiedzie, który właśnie zaczął kipieć. Maleństwo krzyczało noszone przez matkę.
- No trzeba przyznać, że siły i animuszu w naszej panience coraz więcej – zaśmiał się. Jeszcze się pokręcił, pogadał, a potem zawiadomił, że wyjeżdża.
- Jak to? – spytała Kinga zaskoczona – Wracasz do Hiszpanii? Myślałam, że zostaniesz jakiś czas, że zostaniesz chrzestnym Leny. Kiedy chcesz wyjechać?
- Bycia chrzestnym Lenki nie odmówię. Kiedy chrzest?
- Tak myślałam, że jak tylko tata wróci z sanatorium.
- Przyjadę. Będziemy w kontakcie. Jakby co to możesz w każdej chwili pisać, czy dzwonić. Jak trzeba będzie siadam w samolot i wracam. Słowo. Póki co… chyba tu trochę miejsca już dla mnie nie ma. Będziesz zaglądać do domu? Zostawię ci klucze…
Niedługo potem Kryspin siedział w aucie jadąc w stronę sanatorium. Grające radio, wijące się wstęgi szos, szum silnika działały odprężająco, ale jak na złość skłaniały też do refleksji i wprowadzały w dziwny stan nostalgii. Wyobraźnia narzucała mu wspomnienia z wernisażu i spotkania z Dominiką. Po co tam przyszła? Co chciała? Dlaczego była taka wzburzona tym, że był z inną kobietą? Miał wrażenie, że chciała mu coś powiedzieć. Zatrzymała się w pół słowa, nie dokończyła, ale coś chciała. Na pewno. Joanna? A gdyby jej tam nie zabrał? Gdyby jej tam nie było? … ale była i stało się to co się stało… Zaśmiał się cierpko… Tylko co by to mogło zmienić? Już od dawna nie było powrotu, tylko on nie mógł w żaden sposób się z tym pogodzić.