Niedostępna (12) Proces
Do Nowego Jorku przylecieli bladym świtem. Ulice były jeszcze wyludnione. Gmachy wysokich budynków rzucały cień na gasnące, przydrożne lampy. Szymon – smukły szatyn o niebieskich oczach - ten sam, którego Ada poznała podczas Sylwestra opowiadał coś o Nowojorczykach, ich obyczajach i swojej poprzedniej wizycie w Stanach. Nie słuchała. Hotel – wysoki, nowoczesny budynek, obsługa uprzejma i uśmiechnięta, pokój przytulny. Ada zaraz po przylocie wzięła prysznic, położyła się i zasnęła. Dopiero popołudniu obudziła ją starsza pani pukaniem do drzwi. Zapraszała ją na obiad, bo za chwilę miały jechać do sądu na rozprawę. Kobieta miała już zezwolenie wejścia na salę rozpraw, gdzie toczył się proces jej wnuka. Obiad był średnio smaczny, podróż do sądu dość męcząca. Momentami Ada miała wrażenie, że szybciej doszłaby pieszo niż stojąc taksówką we wciąż powtarzających się korkach. W końcu dotarły. Tłum ludzi, schody, budynek sądu. Miała na sobie luźną bluzeczkę i rozpiętą garsonkę – aby zatuszować krągłości. Tak weszła na salę rozpraw i zajęła miejsce. Początkowo czuła się jak w jakimś śnie, lub na planie filmu. Wszystko wydawało się dziwne i nierzeczywiste. Obcy język, gwar, obce twarze. Niewiele rozumiała. Zmiana strefy czasowej i klimatu też dziwnie działały na samopoczucie. Jawa? Sen? Coś pomiędzy? Później wszyscy ucichli, wprowadzono Karola. Jego widok urealnił trochę całą sytuację, aczkolwiek to wcale nie było przyjemne urealnienie. Odczuła bezsens swojej wizyty tutaj i odruch ucieczki. Wstała, a razem z nią wstali wszyscy. Wszedł sędzia, a starsza pani chwyciła ją za dłoń i szepnęła jej do ucha.
- Jak ty tu jesteś to na pewno wszystko się ułoży. Czuję to.
Durne, niczym nieuzasadnione przeczucia staruszki. Skąd ona w ogóle brała takie pomysły? Zaczęła się rozprawa. Starsza pani pomachała do wnuka i on zwrócił na nią wyraźnie zdumione oczy, pomachała do niego też ręką Ady, uśmiechając się z wyraźną satysfakcją. Nie mógł spytać – co tu robi, ale jego wzrok wyraził to bardzo dosadnie. Odczytano akt oskarżenia, czy też mowę końcową spreparowaną przez adwokata oskarżającego. Było coś o rozpieszczonych synach magnatów finansowych, którzy uważają, że wszystko im się należy i są bezkarni. Żądał przykładnego i surowego potraktowania oskarżonego wobec krzywdy swojej klientki i braku jakiejkolwiek skruchy ze strony oskarżonego. Molestowanie, zastraszanie, próba gwałtu, a w końcu zwolnienie z pracy pod dziwnym pretekstem. Karol w tym czasie dłubał małym palcem w zębie z miną wyrażającą zupełną ignorancję dla wypowiadającego się. Tymczasem Ada wstała zamierzając wyjść, ale słysząc to co słyszy zatrzymała się i otwarła usta ze zdumienia. Zapewne z niedospania i nie do końca jeszcze poczucia rzeczywistości parsknęła śmiechem. To był śmiech na całą salę. Wszyscy zwrócili na nią oczy. Sędzia zastukał młotkiem.
- Proszę o spokój! – rozkazał – Kim pani jest? Ma pani coś do powiedzenia w tej sprawie?
- Nic takiego. Przepraszam, ale to zupełne bzdury.
- To przyjaciółka Karola, znaczy oskarżonego, z Polski – zawiadomiła staruszka donośnie, podnosząc się z miejsca. Ona może powiedzieć jaki mój wnuk jest naprawdę.
- Jeżeli ma pani coś do powiedzenia proszę podejść do stanowiska dla świadków i przedstawić swój dowód tożsamości.
- Nie mam wiele do powiedzenia – zaczęła Ada, ale mężczyzna ubrany w togę ponowił polecenie.
- Proszę okazać dowód tożsamości i zająć miejsce dla świadka.
Ada sięgnęła do torebki, wydobyła swój paszport i podeszła do stanowiska sędziego, zajęła miejsce dla świadka i spod brwi spojrzała na rudą, długowłosą kobietę ubraną w schludny, biały garniturek, a zajmującą miejsce obok oskarżyciela. Sędzia przejrzał dokumenty, coś skonsultował z osobą siedzącą obok, a następnie poinformował.
- Świadek nie jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, ale sąd postanowił dopuścić zeznania świadka. Proszę o zaprzysiężenie. – Później była formułka znana Adzie z filmów amerykańskich. Powtórzyła. Spojrzała na sędziego, a ten spytał.
- Kim pani jest i jaki stosunek łączy panią z oskarżonym?
- Adrianna Lipiec. Jestem dziennikarką pracującą w polskim piśmie, które do niedawna prowadził oskarżony. Pan Karol był moim szefem przez kilka miesięcy. Nic mnie z nim nie łączy.
- Co pani wie na temat sprawy, która się tu toczy?
- Właściwie nic, oprócz tego co powiedziała babcia oskarżonego i co usłyszałam przed chwilą. Wydaje mi się jednak, że to całe oskarżenie to jeden wielki stek bzdur. Zupełna niedorzeczność.
- Dlaczego pani tak uważa?
- Kiedy w październiku ubiegłego roku wróciłam do pracy po urlopie i zastałam tam nowego naczelnego, koleżanki z miejsca uprzedziły mnie, że to musi być gej. Nie zwracał uwagi na przeciwną płeć, nie pozwalał sobie na żadne uśmiechy, czy żarty, zupełnie, jakby kobiety go nie obchodziły.
- Twierdzi pani, że pan Zielinski jest gejem?
- Nie, później okazało się, że nie, ale przez wiele tygodni każdy był o tym przekonany. Pan Karol w każdym aspekcie, każdej czynności był skupiony na pracy. W pracy liczyła się tylko praca i żadne inne względy. Nie było mowy o żadnej prywacie.
- Przez wiele tygodni? A co nastąpiło po tych tygodniach? Coś się zmieniło?
- W pracy nie. Nadal było profesjonalnie, ale spotkaliśmy się kilkakrotnie poza pracą. Wtedy jeszcze myślałam, że pan Karol jest gejem. Zaprzyjaźniliśmy się i wtedy okazało się, że gejem nie jest.
- Jak się okazało? Czy nastąpił między wami seks? – sędzia spytał zupełnie spokojnie.
- Nastąpiła propozycja seksu.
- Ze strony pani, czy oskarżonego?
- Ze strony Karola, ale mniejsza o to. Tak, czy inaczej, ja odmówiłam, a oskarżony uszanował to. Nie ponowił swojej propozycji, a w pracy było tak, jakby zupełnie nic się nie stało. Żadnych szykanów, żadnej presji, ani jednego uszczypliwego słowa. Zupełnie jakby nic nie zaszło. Dlatego nie wierzę, że tutaj mogło dojść do takiej sytuacji. Myślę, że ta pani zwyczajnie znalazła sobie ofiarę, którą może naciągnąć na łatwe pieniądze i poprzez oskarżenie chce się dorobić.
– Przecież od razu widać, że ktoś ją opłacił. - tu odezwała się ruda siedząca obok oskarżyciela - Aktoreczka zza oceanu, której tożsamości nikt nie udowodni. Powiedz lepiej ile ci zapłacili, żebyś broniła tego gwałciciela.
- Nikt nic mi nie zapłacił. Wzięłam urlop i przyleciałam.
- Przyleciała pani na własny koszt? Z własnej inicjatywy? – spytał teraz oskarżyciel.
- Właściwie nie. Zaprosiła mnie do towarzystwa babcia oskarżonego i to ona opłaciła podróż.
- Dobrze rozumiem? Podróż opłaciła babcia oskarżonego? A w jakim celu to zrobiła? Koszt lotu z Europy do Ameryki to raczej niebagatelna suma. Zapewne oczekiwała czegoś w zamian.
- Tak. Że przekonam jej wnuka do samoobrony. Starsza pani wiedziała, że przyjaźniliśmy się z Karolem i liczyła na to, że moja obecność zmobilizuje go do podjęcia walki o prawdę. Nie było w umowie żadnych zeznań, bo nawet nie przypuszczałabym, że ktokolwiek zeznawać mi pozwoli. Natomiast, skoro już zostałam wezwana do wypowiedzi mówię jak jest.
- I pani tak bez zapłaty, bezinteresownie wzięła urlop i przeleciała ocean, żeby porozmawiać z przyjacielem? Są telefony, Internet, inne środki przekazu.
- Sądzę, że to nie byłoby to samo, co spotkanie w cztery oczy. – spojrzała teraz w stronę Karola
i zawiesiła na nim wzrok – Prawdę powiedziawszy chciałam go zobaczyć, bo ciągle mam wrażenie, że nie wszystko między nami zostało dopowiedziane. Chciałam się upewnić.
- Jakiż piękny melodramat – wypowiedziała głośno z wielką dozą sarkazmu ruda, wstając z miejsca – Wysoki sądzie przecież widać, że to aktorka wynajęta przez rodzinę oskarżonego. Nawet sama się do tego przyznała. Babcia jej opłaciła podróż, a ona tylko ze szczerej chęci. No proszę ja was bardzo…