Niechciany Prezent
Naukowiec był w kropce. Odłożył fiolkę na bok i spoczął na kanapie w zamyśleniu.
- Hmmm, dla kogo, bądź czego jest to przeznaczone? A może to jakiś kwas, bądź nie daj Boże trucizna? A może to jest radioaktywne? – zadawał sobie pytania w myślach.
Podszedł jeszcze raz do stołu, gdzie leżała próbka i zaczął wszystko jeszcze raz dokładnie oglądać. Żadnych znaków „bio-hazard”, czy też innych ostrzeżeń o jakimś niebezpieczeństwie.
Coś go jednak tknęło. Poszukał wzrokiem laptopa – leżał na stoliku obok. Otworzył go i włączył system. Zlokalizował przeglądarkę internetową i otworzył stronę Google’a. Przypomniał mu się napis na cylindrze. Wpisał go w wyszukiwarkę jako CRV-7 i wcisnął Enter. Już pierwsze hasło wywołało uśmiech na jego twarzy. Raczej nie wierzył, że to coś jest związane z jakimś kanadyjskim pociskiem rakietowym (Canadian Rocket Vehicle -7 – przyp. autora). Albo z jakąś nową wersją japońskiego samochodu Honda CR-V. Przejrzał jeszcze kilka haseł spełniających kryteria, ale był już pewny, że Internet nie pomoże mu w rozwiązaniu zagadki.
Odłożył laptopa i ponownie się zamyślił. Jego umysł usilnie próbował znaleźć jakieś racjonalne rozwiązanie tejże zagadki. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy. Jego wzrok błądził po mieszkaniu w poszukiwaniu możliwej podpowiedzi, gdy wtem zorientował się, że patrzy wprost na terrarium z Panem Chomikiem.
W jego głowie zrodziła się nagle - diabolicznie sadystyczna myśl:
- Być może nigdy się nie dowiem co jest w tej fiolce. Ale mogę to przetestować na czymś żywym. Cóż Panie Chomik, czuję, że zamienię Twoje spokojne życie na coś bardziej ekscytującego.
Twarz Erika się rozpromieniła. Już wiedział, co zrobi. Plan był prosty – uśpić gryzonia i podać mu to coś z fiolki - albo się wyliże, albo będzie cierpiał. Oczywiście on liczył na to drugie i to w dużych ilościach.
Gdy chwilę ochłonął, zaczął się zastanawiać nad realizacją całej akcji. Wiedział już, gdzie przeprowadzi ten malutki eksperyment. Użyje do tego celu schronu, który znajdował się 2 piętra niżej – w piwnicy. Było to miejsce świetnie izolowane od środowiska zewnętrznego – wprost idealne dla jego potrzeb. Dzięki uprzejmości pana Richarda – administratora budynku, w którym mieszkał – miał on do niego pełny dostęp i tam też składował kilka zestawów laboratoryjnych, których używał przy pracy nad doktoratem.
Gdy tylko zgromadził wszystkie potrzebne rzeczy do eksperymentu, złapał pod pachę terrarium, założył plecak i zszedł na dół do schronu. Po jego otwarciu, odszukał stolik przy gablocie i tam też rozłożył się z rzeczami. Biedny Pan Chomik niczego nie przeczuwając, zajadał się marchewką i nie reagował na żadne bodźce z zewnątrz.
Po pół godzinie gryzoń leżał już nieprzytomny na spodzie terrarium. Erik ubrany w biały fartuch, gogle i gumowe rękawiczki, ostrożnie pochylił się nad małym zwierzątkiem. W prawym ręku miał przygotowaną strzykawkę z podejrzaną substancją. Obok niego leżała pusta fiolka, niechybny znak, że eksperyment wszedł w główną fazę. Zastrzyk był szybki i sprawny. Naukowiec odłożył śpiącego gryzonia w róg klatki, dosypał mu nowa porcje pożywienia i zamknął klatkę.
- Śpij smacznie Panie Chomik – kto wie, czy to nie ostatni taki błogi sen w twoim życiu – szyderczo wyszeptał.